Ludwig van Beethoven: III kwartet smyczkowy
Sonaty fortepianowe Beethovena od początku albo niemal od początku zdradzały kierunek rozwoju tego kompozytora, tymczasem pierwsze kwartety, napisane już po kilku pierwszych sonatach, to stuprocentowy klasycyzm spod znaku Haydna. A już na pewno trzeci kwartet. Praktycznie całkowicie pozbawiony ciężaru, mocy, gorętszych uczuć, akcentów minorowych. Bardzo przyjemna, lekka, salonowa muzyka na wysokim poziomie formalnym, właściwie sielska, zupełnie niezobowiązująca. Choć Beethovenowi nie można odmówić wielkiego kunsztu już na tak wczesnym etapie swojego życia, to nie do końca pasuje on do takiej koncepcji - słychać tu, że jest kompozytorem nieco za poważnym na Mozartowskie z nastroju salonowe granie, brakuje przewrotnego błysku Salzburczyka, nie wypada to tak rozkosznie. Pierwsza i druga część to jednak bardzo dobra muzyka, tchnąca kojącym spokojem, z rozpływającymi się tematami; całość zaś od początku do końca zdradza progresywne formalnie myślenie kompozytora. Nie wiem, czy spod ręki Beethovena wyszło cokolwiek, czego nie warto usłyszeć, natomiast mając ograniczone zasoby czasowe lepiej przejść od razu do nieco późniejszych kwartetów.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz