Lervig: Barley Wine
Najlepsze piwo, jakie do tej pory piłem w życiu, powstało w Norwegii. Uwarzył je Mikkeller i etykieta ledwo wspominała o miejscu uwarzenia, no ale Mikkeller to nie browar, a twórca piwa. Fizycznie odpowiedzialnym za wspaniałego kawowego RISa był norweski browar Lervig Aktiebryggeri, który poza tym, że dla duńskiego kontraktowca niejedno piwo już uwarzył (sam próbowałem ośmiu), posiada również bardzo, ale to bardzo szeroką ofertę własnych trunków. Lervig jako jeden z nielicznych browarów Europy (sic) zmieścił się w rankingu top 100 browarów świata ratebeer.com za 2014 rok (za 2015 już nie). Postanowiłem złożyć hołd browarowi, który nie wymyślił, ale jednak perfekcyjnie wprowadził w życie pomysł Mikkellera i nie zastanawiałem się długo, gdy zobaczyłem jego piwo na półce, zwłaszcza że barleywine'ów zdecydowanie zbyt mało w życiu wypiłem, i zwłaszcza że całkiem przyzwoita cena jak na importowane, bardzo mocne piwo leżakowane w beczkach po destylacie. Okazało się, że instynkt mnie nie zawiódł - ta niepozorna buteleczka zawiera dwudzieste najlepsze barleywine we wszechświecie według ratebeeru; nie piłem żadnego, które byłoby w rankingu wyżej.
Barleywine o niezbyt skomplikowanej nazwie Barley Wine to potężny (13%) reprezentant stylu, który dodatkowo przeleżał w beczce po bourbonie Maker's Mark. Nie piłem go nigdy, choć niedawno kupiłem butelkę. Lervig warzy to piwo tylko raz w roku i chyba zawsze trochę inne, nie będę się rozwodził nad jego cechami, bo browar na swojej stronie podaje informacje dotyczące rocznika 2016 (ja mam 2014, mocniejszy o 0,5% alkoholu), w dodatku są sprzeczne same ze sobą. Nie mówiąc o tym, że producent podpisuje to jako American Barley Wine, a jednocześnie stwierdza, że jest to piwo nachmielone tylko Goldingiem, i to delikatnie, a w dodatku w aromacie nie zapowiada absolutnie niczego amerykańskiego. Nie wiem, o co tu chodzi, więc może po prostu spróbuję.
Opakowanie
Minimalistyczne - ani za brzydkie, ani za ładne. W każdym razie nie za ciekawe. Przeciętne z plusikiem. Firmowy kapsel, tyle że zeszpecony datą ważności.
5,5/10
Barwa
Ciemnobrązowe, ale wydaje się czarne, jest prawdopodobnie mocno zmętnione, na dole trochę mało estetycznego osadu.
3,5/5
Piana
Marniuchna, tworzy się na początku przyzwoita, ale szybko zostaje jeno pierścień.
2/5
Zapach
Cudowne połączenie beczki ze słodem. Karmel, wanilia, dąb, bakalie, jest też typowa dla amerykańskiej whisky węglowość i kukurydza. Czekolada. Kokos. Orzechy. Lekki dym. Trochę za dużo alkoholu, ale genialny aromat.
9/10
Smak
Do nut z zapachu dochodzą wiśnie, rodzynki, jeszcze więcej dębowości, takiej bardzo w stylu amerykańskiej whisky, świeżej, mocno przypalonej, węglowej. Tak, beczka bardzo tym piwem rządzi, choć jest też dużo takiej klasycznej, pełnej słodowości. Ładny finisz, z przyzwoitą goryczką, która kontruje ogólną słodycz. Świetne piwo, ale do ideału, a nawet do wielkości mi tu trochę brakuje. W sumie jak na 13% nie jest wcale zabójczo intensywne.
8,5/10
Tekstura
Idealne, bardzo stonowane, ale zaznaczone wysycenie, natomiast nie obraziłbym się na większą gęstość.
4/5
Opcje są dwie: albo leżakowanie mu nie służy (bądź co bądź bardzo dojrzałe piwo, sprzed dwóch lat), albo nie jest to żadne top 20 barleywine'ów. Piwo jest świetne, bardzo beczkowo-bourbonowe i bardzo polecam, ale jak na cudownie brzmiącą kombinację "barleywine o zawartości alkoholu 13% leżakowane w beczkach po bourbonie", to pozostawia niedosyt. A już za tę cenę to naprawdę można trafić lepiej.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz