Krzysztof Kieślowski: "Krótki film o miłości"

1988

Rzeczywiście krótki, ale bardzo duży film nie tylko o miłości, również o samotności i wrażliwości oraz konfrontacji tej niedojrzałej wrażliwości z dojrzałym cynizmem. Kieślowski, jak łatwo się spodziewać, staje po stronie wrażliwości, ale nie to jest najistotniejsze, gdzie staje - przede wszystkim w sposób godny wielkiej pochwały porusza ważne zagadnienia ludzkiej uczuciowości. Refleksja jest uszyta idealnie na miarę ekranu kinowego, co zawsze budzi moje uznanie. Bez filozoficznie głębokiego zanurzania się w skomplikowane kwestie, bez rozpatrywania ich na wszystkich potrzebnych poziomach, bez tłamszenia walorów artystycznych przegadaniem - raczej impresja na temat, ale impresja o pewnym ciężarze i potężnej subtelności. Kieślowski przemawia poprzez atmosferę, doskonale ujętą nocną atmosferę polskich blokowisk u kresu socjalizmu, która trzyma się tych miejsc w zaskakująco nieznacznie zmienionym stanie do dziś, niespełna trzydzieści lat później. Arcysubtelnymi zdjęciami, prostą i nieco oczywistą, ale wystarczającą muzyką, delikatnością montażu - reżyser wydobywa pierwiastek metafizyczny z oddychającego samotnością miejsca aż do mistrzowskiej realmagicznej sceny końcowej. Niektóre kadry są wspaniałe, można by sobie najwyżej życzyć tej wspaniałości trochę więcej. Do tego jeszcze Kieślowski wydobył wielką grę z aktorów niewielkich, obdarowując ich - ciężko tu o wątpliwości - rolami życia.

Na ten moment to zdecydowanie najlepszy polski film, jaki widziałem.


8.0/10

Komentarze