Kingpin: Cajaneiro
Ostatnio dwa razy z rzędu Kingpin mnie rozczarował, teraz liczę na serię, która zamaże ten niesmak. Cajaneiro, session IPA z brazylijskimi owocami caja, miałem już okazję pić w pubie i smakowało mi to piwo bardzo a bardzo. Rozbieżność między pubem a butelką nie jest jednak rzadkością.
Opakowanie
Standardowy Kingpin w indiańskich klimatach.
8,5/10
Barwa
Mętne złoto, klasyka.
4/5
Piana
Bardzo obfita, trochę słabiej z gęstością i trwałością, ale też ok.
3,5/5
Zapach
Intensywna słodycz owoców tropikalnych - nie wiem jak smakuje caja, wyczuwam mango, liczi i trochę żywicy. Niestety dość szybko to chmielowo-owocowe piękno zostaje częściowo przysłonięte wadą, niebezpiecznie przypominającą DMS. Wciąż jest nieźle.
6,5/10
Smak
Dużo mniej słodyczy niż w aromacie, tutaj dominuje wysoka goryczka, która wydaje się pochodzić nie tylko od chmielu, ale i od gorzkich skórek jakichś owoców; piwo bardzo prostolinijne, surowe, kompletnie wytrawne - dysproporcja słodu i chmielu na korzyść tego drugiego faktycznie pozwala je nazwać sesyjnym IPA, a nie APA. Poza goryczką nie ma wiele do zaoferowania, ale goryczka jest bardzo przyjemna i nietypowa.
7/10
Tekstura
Trochę brakuje wysycenia.
4/5
No i trzecie rozczarowanie Kingpinem z rzędu. Nie jest to katastrofa, dramat, nie jest to nawet piwo złe czy przeciętne, ale po prostu od Kingpina sporo wymagam. Cajaneiro z butelki okazało się znacznie gorsze od lanego, przy wszędobylstwie swojego stylu jest absolutnie nie do powtórzenia. Mały kryzys jednego z moich ulubionych browarów kontraktowych, ale myślę że Afficionado zaraz go zażegna.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz