Kevin Costner: "Tańczący z wilkami"
Można by mówić o zdecydowanie udanej, uroczej i rozgrzewającej serce filmowej opowiastce nawet mimo paru spektakularnych minusów, jak efekciarstwo graniczące z tandetą, sztywniactwo Kevina Costnera, klisze, dość tania muzyka. Wszystko do przeżycia, bo jest naprawdę urokliwie i w pewien prymitywny (ale nie aż tak bardzo) sposób pomysł i wykonanie przebijają się do widza - Costner jest sympatyczny mimo kiepskiej gry i tak dalej. Szansę zaprzepaszcza paskudny grzech rozsmarowania tej prostej i niegęstej przecież historii na trzech godzinach taśmy filmowej. Nieznośnie bezpłciową pierwszą godzinę skróciłbym do kwadransa, a dwie kolejne do godziny i kwadransa. I wywaliłbym narratora na zbity pysk, może by się wdarło trochę subtelności dzięki temu. Mimo to nawet oceniam ten film pozytywnie, acz ledwo ledwo; może posłużyć jako ostateczność na długi, nudny wieczór.
5.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz