Julien Gracq: "Brzegi Syrtów"

1951

Bardzo specyficzna, złożona i niełatwa powieść, skrajnie eteryczna i mocno enigmatyczna (największym problemem z nią jest właśnie to, że aż za bardzo), znacznie bardziej niż fabułą przemawiająca budowaniem atmosfery wyrazistej w swojej eteryczności i przestrzenności, gęstej w swoim rozrzedzeniu. Emanuje zapadającym w pamięć nastrojem zatrzymania chwili, wyczekiwania, wiecznego niedopowiedzenia i uświęconego powstrzymywania się od działania. Opowieść sprawia wrażenie realnej, ale przedstawionej ustami skrajnie wrażliwego i oderwanego od ziemi człowieka, rozszczepiającego każdy bodziec na atomy i opisującego to w metaforach często bardzo odległych, wręcz nielogicznych, mistycznych, trochę patetycznych. Dokonuje się to między innymi dzięki wybitnie malarskiemu językowi autora, lirycznemu i bardzo ładnemu, lecz też trudnemu. "Brzegi Syrtów" to jednak nie tylko klimatyczna impresja, a również niedosłowna, poukrywana w metaforach treść historiozoficzna, geozoficzna i psychologiczna z autodestrukcją i przeznaczeniem jako głównymi motywami, którą jednak bardzo trudno odczytać inaczej niż w dość drobnych strzępach. 

W niedługich i nielicznych biografiach Juliena Gracqa wspomina się często o próbach zaliczenia jego twórczości do nurtu surrealizmu. "Brzegi Syrtów" nie wydają mi się stricte surrealistyczne, za to z dużym zdecydowaniem jawią mi się jako literacka transpozycja malarstwa metafizycznego Giorgio de Chirico, na którego obrazach nie dzieje się nic nierzeczywistego, ale panuje bardzo nierzeczywista, leniwa i niespokojna jednocześnie atmosfera - jest tak przynajmniej w pierwszej połowie powieści, zanim dochodzi do ważnych wydarzeń i całość zaczyna coraz bardziej obrastać historiozofią aż do końcowego apogeum. 

Nie urzekła mnie całą sobą, jest raczej interesująca niż zachwycająca, ale warto się z nią zapoznać co najmniej dla atmosfery.


7.0/10

Komentarze