Jules Verne: "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi"
Z jednej strony to bardzo imponująca powieść - roztacza przed czytelnikiem magiczną, barwną wizję świata podwodnego, uderza w twarz gabinetem niesamowitości, jest też jak na science-fiction (i to raczkujące) wyposażona w dopracowany i elegancki język, jakkolwiek bardzo też ciężko o zachwyt pod tym względem. Z drugiej jednak strony została w przykry sposób nadgryziona przez ząb czasu. Niestety ale spore fragmenty tej książki to dzisiaj zwyczajny ekwiwalent zdjęć, map i encyklopedii. W 1870 roku musiało się to czytać z zapartym tchem, ale w dobie Internetu te rozwlekłe opisy rzeczywistych zwierząt bez literackiego polotu wydają się niestety nikomu niepotrzebne, podobnie jak opisy geograficzne. Druga sprawa to straszliwa schematyczność przygód bohaterów książki po tym, jak już dostają się na pokład okrętu - płyniemy gdzieś tam, widzimy niesamowite rzeczy i zwierzęta, polujemy na coś tam, kapitan Nemo jest straszliwy i tajemniczy, Conseil klasyfikuje, Ned Land jest głodny - i powtórzyć to wszystko dziesięć-dwadzieścia razy. Jestem prawie pewien, że w 1870 rok powtarzanie tego schematu i tak było bardzo przyjemne, ale dzisiejszy czytelnik wymaga więcej od literatury nastawionej skądinąd bardzo mocno na fabułę.
Mimo że momentami marzyłem już o końcu, to jest to tak sympatyczna i tak imponująca jak na czas powstania powieść, że ciężko mi nie wystawić przynajmniej tej najsłabszej z pozytywnych ocen.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz