José Lezama Lima: "Raj"

1966

Problematyczne do oceny monstrum. Z pewnego punktu widzenia to jedna z najbardziej imponujących książek, jakie można znaleźć. Niewiele jest powieści tak dalece uciekających od "zwyczajności" języka, starających się, by każde zdanie było wysoce liryczne, artystyczne. "Raj" to przede wszystkim język, język i jeszcze raz język - eksplozja nieskończonego słownictwa, wyszukanych, często abstrakcyjnie poetyckich metafor, finezyjnych porównań, poruszająca się na granicy realności i surrealizmu, okraszona imponującą erudycją autora, sprawnie poruszającego się w świecie mitologii, religii, muzyki, filozofii, malarstwa, literatury. Kunszt językowy nie jest jednak wyłącznie celem samym w sobie, ale narzędziem do nakreślenia osobistej sagi rodzinnej, zogniskowanej wokół głównego bohatera, onirycznej, mistycznej, tajemniczej, pełnej wrażliwości. Problem polega na tym, że Lezama Lima to świetny poeta, ale niezgrabny prozaik. Autorowi brakuje wyczucia i umiaru w dłuższej perspektywie, zasypuje czytelnika liryzmem zdecydowanie, ale to zdecydowanie zbyt intensywnie jak na powieść na pięćset długich stron, za rzadko robi przerwy na wytchnienie od kaskad wybujałych metafor, które potrafią się lać nieprzerwanie (!) przez kilkadziesiąt stron, czego efektem jest częste znieczulanie odbiorcy na tenże liryzm. Nie bez powodu wiersze są krótkie, do diabła. Szwankuje też struktura narracyjna dzieła - ja przynajmniej odczuwam ją w dużej mierze nie jako oryginalnie zaburzoną, lecz jako niedbale chaotyczną. Ostatecznie wielki, naprawdę wielki podziw mieszał się u mnie z potwornym wręcz zmęczeniem czy nawet nienawiścią do tej książki. Może to też trochę moja wina, może nie powinienem przystępować do niej będąc zabieganym człowiekiem ze zbyt wieloma innymi sprawami na głowie. Mam nadzieję, że wrócę do niej kiedyś w spokojniejszych czasach i będę zgłębiał z większym skupieniem choćby i trzy miesiące, a nie tygodnie. Póki co oceniam tak jak muszę


7.0/10

Komentarze