Jonas Mekas: "Kiedy szedłem przed siebie, widziałem krótkie mgnienia piękna"
Po raz pierwszy - i oby ostatni - oceniam film, nie obejrzawszy go w całości. Cztery rozdziały, trochę ponad jedna czwarta całości, wystarczą mi zupełnie. Jakkolwiek bluźnierczo by to nie zabrzmiało dla miłośników tego filmu - wiem już o nim wszystko; nie wiem jeszcze jedynie wszystkiego o życiu Jonasa Mekasa, ale nie pragnę tej wiedzy (zwłaszcza że trochę za dużo w jego życiu było dzieci, nie lubię na nie patrzeć, brzydkie są w moich oczach). To taki mój mały manifest nawet: wyrażam stanowisko, że lepiej zająć się własnym życiem, niż przez pięć godzin zgłębiać życie zupełnie obcej osoby. Albo obejrzeć jeszcze raz "Szatańskie tango"!
Dzieło Mekasa mogłoby być moim ulubionym filmem wszech czasów, gdyby były to sceny z mojego życia albo przynajmniej z życia osoby, którą kocham. Podziwiam ten film, chociaż może bardziej podziwiam reżysera, który go nakręcił, ale niekoniecznie jako dzieło sztuki i niekoniecznie jako artystę. To nie jest moja sztuka. Bez emocji nie działa na mnie za mocno.
Jak jednak widać po ocenie, trochę działa. Przyjemność odnalazłem w przyśpieszeniach i nerwowym montażu, które sprawiają, że bardzo ładnie sobie to płynie, przyjemność znalazłem też w niektórych kadrach, niektórych zbliżeniach (przede wszystkim... natury, nie ludzi). Godzinę z niego zdecydowanie warto obejrzeć.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz