John Coltrane: "Coltrane"
Swoją dziesięcioletnią karierę lidera Coltrane zaczął dość późno jak na jazzmana, a tym bardziej opóźniony wydaje się jej start, że chodzi przecież o być może największego z największych. 30-letni Trane wystartował z może nie najpotężniejszym, może trochę grzecznym, ale mimo wszystko nienagannym hard bopem z dwiema własnymi kompozycjami, w tym jedną naprawdę bardzo dobrą, zapowiadającą ten bardziej ekscytujący bop, jaki pojawi się już na Blue Train.
W Bakai, kompozycji zaangażowanego w ruch praw obywatelskich Cala Masseya, temat tchnie rzeczywiście afrykańską energią, a cały utwór porywa groove'em, nawet jeśli ciężko zaliczyć go do największych motywów hard bopu. Solo lidera lśni najjaśniej i jawnie zapowiada wielkiego saksofonistę, ale elegancki Garland i cięższy Shihab też mają coś do powiedzenia. Violets for Your Furs to uczciwa ballada, która nie bez powodu nie zapisała się w historii jako jedna z najpiękniejszych ballad wszech czasów, ale do której ciężko się mocniej przyczepić. Ciepła, klimatyczna, może nieco za mocno da się w niej wyczuć popowe korzenie, ale nie przeszkadza to przesadnie. Coltrane udowadnia, że i w wolnych rytmach jego solówki świetnie się sprawdzają. Łatwo przyswajalne Time Was to kolejny utwór, który cierpi co nieco na swoim pochodzeniu, ale znów bardzo przyjemny, wpadający w ucho, zagrany bardzo dobrze. Solówka Trane'a jest jak na niego tylko poprawna, za to zawsze miło posłuchać samotnej gry nieśmiertelnego Paula Chambersa. Straight Street, wreszcie kompozycja Coltrane'a to jeszcze jeden wymuskany kawałek szalenie przyjemnego hard bopu bez uniesień. Ani Waldron, ani tym bardziej Johnny Splawn (indywiduum, trębacz znany głównie z tego, że... zagrał na tym albumie w czterech utworach!) nie starają się przyćmić lidera, który znów błyszczy najjaśniej. While My Lady Sleeps to "przyśpieszona ballada" zdominowana przez hipnotyzujący bas Chambersa i nastrojowe, zamyślone solo Coltrane'a - kolejny daleki od wielkości, ale bardzo satysfakcjonujący kawałek. No i Chronic Blues, highlight albumu, z bluesową wibracją i samymi mocnymi, nieco emocjonalnymi solówkami. Temat zapowiada tu już kompozycyjny zmysł lidera, który wyzwoli się na następnych albumach.
Tu zaczyna się jedna z najpotężniejszych dyskografii w historii muzyki. W przeciwieństwie do chyba jedynej konkurencyjnej dyskografii Milesa Davisa (Miles chyba mimo wszystko wygrywa, ale zaczął budować swoją prawie dziesięć lat wcześniej, a skończył ćwierć stulecia później), nie było jej dane zawierać choćby jednego słabego, przeciętnego lub tylko niezłego albumu - nawet na samym początku. "Coltrane" to po prostu dobry hard bop z nieznacznymi jeszcze błyskami geniuszu Johna C., do którego niekoniecznie warto wracać, mając w zanadrzu późniejsze dokonania saksofonisty.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz