Johann Sebastian Bach: 6 suit wiolonczelowych

ok. 1717-1723 / BWV 1007-1012 / wykonanie: Pierre Fournier

Być może najpiękniejszy hołd złożony wiolonczeli kiedykolwiek. Prawdziwe królestwo tego instrumentu. Jego brzmienie jest przepiękne, głębokie, niezwykle ciepłe i namacalne, ale chyba trudno skomponować na samotną wiolonczelę fragment muzyki, który nie byłby zbyt statyczny i osamotniony; trudno wykorzystać jej walory bez wspomagania się innymi instrumentami. Wielki Bach skomponował od razu ponad dwie godziny takiej muzyki. Wspaniałe dzieło, pełne głębokich emocji, wyjątkowej intymności i jesienno-zimowej atmosfery, które przenosi mnie do zamkowej sali z kominkiem; od strony czysto muzycznej chyba genialne, bo wiolonczela brzmi tutaj momentami niemal jak cały kwartet smyczkowy, a nie pojedynczy instrument. Fascynująca rzecz. 

W pierwszej suicie pokonuje mnie zawsze preludium, rozpoczynające się od skrajnie intymnego, uczuciowego arpeggio, a kończące na brzmieniu rozpostartym i dramatycznym. Pozostałe części nie są tak emocjonalne, ale czerpią z tańca w świetny sposób, są w pewnym sensie chwytliwe. Suita druga jest już bardzo emocjonalna niemal w całości. Smutna, piękna, głęboka. Świetnie wypada zarówno smutek spokojny, zamyślony w Preludium, w Allemande i Sarabandzie - z czego ta ostatnia część, świdrująco emocjonalna, jest najlepszą w suicie i jedną z najlepszych w całym dziele - jak i bardziej udramatyzowany, szybszy smutek w pozostałych częściach. Trójka ma relatywnie mało emocji, ale dużo nastroju i wiolonczelowych akrobacji, a taneczne pochodzenie poszczególnych części jest tu przekuwane na dużą płynność i chwytliwość tej muzyki. Czwórka jest jakby najpoważniejsza w nastroju, jej największą zaletą jest chyba wyjątkowa gęstość dźwięku, odczuwalna zwłaszcza w Preludium i pełnej namaszczenia Sarabandzie. Mimo wszystko wydaje mi się najmniej okazałą ze suit. Piąta suita jest moją ulubioną. Łączy ogromne emocje z fascynującą muzyką. Dość wzniosły smutek, piękny świat wiolonczelowych wielodźwięków, intensywność. Już preludium, najdłuższe i być może najlepsze w całym cyklu, to szczyty zarówno emocji (ostinato pod koniec!), jak i konstrukcji. Wszystkie części tej suity są świetne, ale wyróżnić jeszcze można perwersyjnie spokojną i oszczędną Sarabandę z samymi pojedynczymi dźwiękami oraz Gavotte'y, zupełnie niespokojne, dramatyczne. Ostatnia suita to pożegnanie dla odmiany optymistyczne, pełne radości i witalności. Bach odpuszcza trochę intymności na rzecz budowania dźwięku niemal symfonicznie szerokiego, rozmnożonego do granic możliwości jak na pojedynczą wiolonczelę. Highlightem suity jest przedostatnia część, która promieniuje niebywałą radością i pogodnością – swoista kulminacja całego sześcioczęściowego dzieła. 

Mimo wszystko istnieje sporo bardziej ekscytującej muzyki i to już w samym dorobku Bacha. JSB dokonał z wiolonczelą niesamowitych rzeczy, ale pewnych ograniczeń tego instrumentu występującego w roli solowej gwiazdy nie przeskoczy nawet najbardziej genialny kompozytor - raczej nie da się napisać nań tak wspaniałych kompozycji jak te najwspanialsze kompozycje na całe orkiestry, składy kameralne czy nawet samotne fortepiany. Nie zwalnia to jednak nikogo, kto chce się zwać miłośnikiem muzyki poważnej, z obowiązku zapoznania się z tym pięknym i mądrym dziełem, a jeśli już ktoś jest bardzo zabiegany, to przynajmniej z jego dwiema ostatnimi suitami. 

1. Suita wiolonczelowa G-dur, BVW 1007   ///   8.0
2. Suita wiolonczelowa D-moll, BVW 1007   ///   8.0
3. Suita wiolonczelowa C-dur, BVW 1009   ///   7.5
4. Suita wiolonczelowa Es-dur, BVW 1010   ///   7.5
5. Suita wiolonczelowa C-moll, BVW 1011   ///   8.5
6. Suita wiolonczelowa D-dur, BVW 1012   ///   8.5


8.0/10

Komentarze