Joel Coen: "Big Lebowski"

1998

Przyjemna, lekka komedia, która jednak trochę wysiłku wymaga od widza - dość typowy film z potencjałem na dorobienie się miana "kultowego" i nie dziwi mnie, że się go dorobił, choć wielkim dziełem na pewno go nie nazwę. Zgrabna intryga, ale przede wszystkim świetne postacie (a konkretniej Dude i Walter, reszta mimo wszystko nie jest bardzo godna zapamiętania). Film jest bardzo przyjemny audiowizualnie - nie chodzi tylko o pięknie nakręcone sekwencje ze świetnie dopasowanymi do obrazu utworami (tutaj na czele pierwsza scena na kręgielni i fantastyczne wizje Lebowskiego), ale też samych bohaterów - w główną postać można się wpatrywać i wsłuchiwać bez końca, sam jej wygląd (zarówno charakteryzacja, ubiór, jak i idealnie trafiona fizjonomia Jeffa Bridgesa), sposób poruszania się, mimika bardzo cieszą oko, a akcent i fraza to czysta rozrywka dla uszu - dokładnie tak samo jest z Walterem. Kolejna sprawa to właśnie muzyka, nie tylko z wysokiej półki (kto by się spodziewał spotkać Moondoga, Beefhearta i Meredith Monk w takim miejscu?), ale i zawsze świetnie dopasowana. Daje to w sumie bardzo dobry film, ale do wybitności jeszcze stąd daleko - humor nieco zbyt rzadko wspina się na wyżyny, historia nie jest przesadnie wciągająca, bywa wręcz nudnawo, a niekiedy odrobinę zbyt głupio.


7.0/10

Komentarze