Jean Renoir: "Towarzysze broni"
Wojna ugryziona w interesujący sposób - z humanistycznym spokojem i mądrością, bez scen walki, filozoficznie. Tytułową iluzją wydają się różne wojenne stereotypy. Przede wszystkim Renoir pokazuje, że fikcją są rzekomo masywne bariery narodowe - w gruncie rzeczy to liche przeszkody, które upadają z byle powodu. Bohaterowie o odmiennych narodowościach bez problemu znajdują wspólny język, jeśli tylko pochodzą z tej samej klasy społecznej lub jeśli różniąc się płcią cierpią od dawna na braku fizycznej bliskości z drugą osobą. Odpowiednio fikcyjne są narodowe więzi - Francuzi bratają się, ale tylko wtedy, gdy są z tej samej bajki na innych płaszczyznach - i możliwe że też tylko na czas wojny. Niezłe to wszystko, przemyślane, dopracowane i świetnie zagrane (wspaniały Gabin i świetny Stroheim), ale ani wciągające, ani kinematograficznie olśniewające. Ma piękne fragmenty - braterstwo Francuzów w obozie, liryczne zakończenie pod Szwajcarią - lecz trochę mi całość skleiła oczy. Jestem w stanie dostrzec, dlaczego ten film jest przez wielu uznawany za arcydzieło, ale ja go za nie nie uznam, mam inne oczekiwania od kina.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz