James Brown: "The Payback"

1973

Dużo sensowniejsza odsłona legendarnego Jamesa Browna niż słynny koncert z Apollo. Wprawdzie dalej największą bolączką tej muzyki jest monotonia i nadmierne zaufanie wokalowi legendy, ale tym razem jest to monotonia przyjemna, nie męcząca. Podkładem pod soulowe wyczyny głównej gwiazdy są może zbyt powtarzalne, ale bardzo pociągające schematy basów, gitary, klawiszy, perkusjonaliów różnego rodzaju i szerokiej gamy instrumentów dętych, które tworzą dość hipnotyczne, funkowe, chwytliwe mantry, a czasem przestają ograniczać się do tła, mamy tu parę fajnych, funkowych improwizacji dęciaków. Przed wokalem Browna może bym nie klękał, ale wiadomo, jest wybitnie charyzmatyczny i bardzo dobrze się go słucha. Połączenie dwóch plusów daje muzykę ciepłą, energiczną, klimatyczną, pozytywną i wyrazistą, wobec czego jej prostota i monotonia stają się akceptowalne.

Ciężko wyłonić jakieś kluczowe punkty albumu, jest bardzo równy, żaden utwór nie dominuje nad pozostałymi. Tytułowy jest wybitnie monotonny, ale z drugiej strony motyw instrumentalny na którym jest oparty jest jednym z najlepszych na albumie; w Take Some - Leave Some wokal Browna jest wybitnie charyzmatyczny i energiczny; Shoot Your Shot ma trochę bardziej rozwiniętą strukturę i fajne improwizacje dęciaków; Forever Suffering to niesłychanie klimatyczny soul z niesłychanie klimatycznym wokalem; Time Is Running Out Fast z rozbestwionymi trąbami pokazuje, że nawet bez wokalu Browna ta grupa potrafi stworzyć bardzo dobry funk (może nawet najlepszy na albumie?). Odpuściłbym sobie ostatnie dwa utwory, nie wnoszą już naprawdę nic nowego, a wydłużają album do przegiętych rozmiarów jak na tę dość monotonną muzykę.

W dalszym ciągu ciężko mi widzieć Browna jako jakiegoś wybitnego muzyka (że bardzo wpływowego, to inna sprawa) - i w soulu, i w funku mam innych faworytów - ale The Payback to ładna rzecz.


7.0/10

Komentarze