Ippolito Caffi: "Wenecja, widok miasta pod śniegiem z Chiesa della Salute"
Malarstwo wedutowe nie jest, oględnie mówiąc, najambitniejszą formą uprawiania tej sztuki, i dzieła malarzy zajmujących się przez całe życie głównie nim zwykle nie podnoszą mi zbytnio pulsu, nawet ci najwięksi jak Canaletto czy Guardi robią to rzadko. Ippolito Caffi zdecydowanie nie był artystą ich formatu. Nie potrafił czynić wielkich rzeczy ze światłem słonecznym, malował przeciętne nieba, zaś jego budynki są nieco niezdecydowane - jakby jednocześnie chciał, żeby wyglądały realistycznie i nierealistycznie. Ratował się często eksplicytnymi pomysłami scenograficznymi, co czasem przynosiło efekt zbliżający się nieśmiało do groteski.
Ale jego weduty z zaśnieżoną Wenecją bardzo lubię i nic nie poradzę. To jedno co najmniej udało mu się niezaprzeczalnie - oddanie mroźnej aury zimowego poranka, na wpół zaspanego i zamglonego, na wpół rześkiego i przejrzystego. Bohaterem tego oto płótna (podobnych Caffi spłodził chyba sporo) nie są weneckie kamienice ani nawet bazylika, nie jest nim niebo ani tym bardziej woda, oczywiście nie są nim ludzie ani łódki i statki. Są nim wszędobylskie, nienachalne, ale budujące "zimową sieć" plamy śniegu i szara mgła w centralnej części obrazu. One to sprawiają, że patrząc na to płótno, czujemy się, jakbyśmy brali rześki haust zimowego powietrza. Reszta jest tylko szkieletem, aczkolwiek nieco pastelowa, powiedziałbym wręcz że nowoczesna maniera Caffiego oparta na dość znaczącym uproszczeniu palety i rezygnacji ze skomplikowanych niuansów chromatycznych nie jest mi niemiła, a stanowi fajną odmianę od bardziej złożonych i poważnych dzieł. Czy to jest wielka sztuka - moim zdaniem nie, ale przyjemnie mi się na to patrzy.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz