Ingmar Bergman: "Fanny i Aleksander"
Ostatni głośny film Bergmana jest piękny, choć tak daleki od całej jego dotychczasowej twórczości. Bergman przez całe życie tworzył filmy traktujące bardzo ściśle o ludziach dorosłych, chciałoby się wręcz powiedzieć - zbyt dorosłych, tymczasem na przedwczesny "koniec" swojej wspaniałej kariery dał światu być może najlepszy film o dzieciństwie, jaki kiedykolwiek powstał. "Fanny i Aleksander" to kilka rzeczy naraz, ale przede wszystkim opowieść o różnych obliczach dzieciństwa - o tym, jak potrafi być piękne, magiczne, pełne tajemnic i rodzinnego ciepła, jak wielka jest siła dziecięcej wyobraźni, ale też jak despotyczne wychowanie tłamsi je i miażdży, jak potrafią wstrząsać nim traumy. To również historia o budującej sile rodzinnych więzi - kolejna niecodzienna rzecz u Bergmana, bo choć często mówił o rodzinie, to zwykle przeraźliwie smutno i chłodno. Magiczna, podlana delikatną fantastycznością podróż, zaczynająca się w zapierającym dech w piersiach świecie szwedzkich tradycji bożonarodzeniowych (jeden z najlepszych filmów historycznych wszech czasów pod względem scenografii i budowania przekonującej historycznej wizji), przechodzi przez piekło surowej religijności, a następnie mistyczny świat żydowskiej magii, by powrócić do szwedzkiego domu. Również pod względem kinematograficznym to duża odmiana dla Bergmana i Nykvista - jest pięknie, szczególnie urzekają niektóre zdjęcia i wykorzystanie intensywnych barw, ale też konserwatywnie i łagodnie (adekwatnie do tematyki), bez spektakularnych, manierystycznie wyszukanych kompozycji kadrów, ostrego światłocienia czy nienaturalnej gry kolorami jak w "Szeptach i krzykach". W filmografii Bergmana absolutnie nie postawiłbym tego filmu nawet na podium, ale to kolejny wielki sukces Szwedza; trzy godziny mijają zaprawdę zadziwiająco szybko.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz