Imre Kertész: "Los utracony"
1975
Nietypowy sposób opowiadania o piekle hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Zupełnie pozbawiony patosu, dramatyzmu, prób zaszokowania odbiorcy, chłodny i beznamiętny, wyposażony w wyraźną nutę dogłębnie posępnej, ale wciąż żartobliwej ironii. Do zupełnie innego podejścia przyzwyczaiła nas znaczna większość twórców dotykających holocaustu, co jest tym ciekawsze, że Imre Kertész holocaustu doświadczył osobiście. Miało to na różnych etapach lektury różne wady i zalety. Początkowo byłem zniechęcony, bo czytało się to jak oschły reportaż, sprawozdanie wręcz z sytuacji, o których każdy europejczyk słyszał dziesiątki razy już w szkole. Z każdą jednak stroną powieść zmienia się na lepsze, wyłania się z samej siebie, koncepcja z nijakiej staje się bardzo interesująca, coraz więcej jest psychologii i ponurego spojrzenia filozoficznego. Narrator i główny bohater przeżywa otaczający go horror jakoby w permanentnym oszołomieniu, które zdaje się zaburzać mu rzeczywistość, łagodzić ją. Płynie przez holocaust subiektywnym strumieniem świadomości, przeżywa jako jednostka, nie sili się na szerokie spojrzenie, nie dotyka polityki, nie interesuje się przyczynami, nie interesuje się oprawcami, poddaje się i po prostu przeżywa swój los, starając się dostosować. Nie ma tu miejsca na pytania o psychologię oprawców, nie ma pytań o teologiczny lub metafizyczny wymiar tragedii, nie ma wnikliwej analizy mechanizmów obozu. Jest za to mnóstwo psychologii jednostki, w której w obliczu niezrozumiałego, nieuprawnionego niczym okrucieństwa kłębią się uczucia bardziej skomplikowane niż prosta rozpacz, smutek, cierpienie; jest bardzo ponure, być może właśnie dlatego że całkowicie pozbawione wzniosłości, studium stopniowej, ale postępującej szybko psychofizycznej degeneracji, zobojętniania na szczęście i nieszczęście, wykończania woli życia, popadania w całkowite psychiczne osamotnienie.
Zabrakło trochę ciekawszego języka - gdyby przelać na papier koncepcję i przemyślenia autora, powiedzmy, poetyckim strumieniem świadomości Faulknera, to byłaby powieść świetna, ale i tak bardzo warto po nią sięgnąć i odświeżyć sobie, ujrzeć na nowy sposób holocaust. Bo bez wątpienia Kertész odświeżający jest, co przy tak często wałkowanej tematyce jest wymiernym osiągnięciem.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz