Horace Silver: "Doin' the Thing"


1961

Smoookin' hot. Ten album skłania do refleksji, jak to szkoda, że tak mało koncertów Horacego zostało nagranych. Jego muzyka, z natury potężnie energiczna, taneczna, pozytywna, w koncertowej formule osiągała jak widać zawrotne stężenie tych przymiotów. Mamy tu cztery bardzo zgrabne kompozycje lidera i może nie olśniewający, ale mocny i potwornie zgrany zespół, który doskonale się rozumie, ale przede wszystkim mamy samego Horacego, który jest daniem głównym nawet wtedy, kiedy tylko akompaniuje cudzej solówce. W swoich solówkach pozwala sobie natomiast na wspaniałą swobodę, pokazując, że choć dostarczył jednej z najbardziej słonecznych - czyli esencjonalnych dla tego nurtu - wizji hard bopu, to jego styl wcale nie jest taki leciutki i melodyjny, jakby się wydawało.


Filthy McNasty to emblematyczny dla Silvera taneczny hard bop z gigantyczną energią, porywającym do szaleństwa rytmem, cudnym, chwytliwym tematem, pozytywną atmosferą i silną więzią z bluesem. Prośba Horacego przed koncertem, by publiczność wczuła się w utwór tupiąc, klaszcząc, kołysząc się czy stukając o coś palcami wydaje się zbędna - nie da się czegoś nie robić. Solówki Cooka i Mitchella nie są może znakomite, ale dobre i wzbogacane świetnym akompaniamentem lidera, natomiast solówka samego Silvera to mistrzostwo. Na Doin' the Thing wszyscy są w szczytowej formie. Jest nieco mroczniej niż normalnie u Silvera, przy czym sekcja dęta zdaje się z tym czuć nawet lepiej - solówki bardziej swobodne, ciekawsze - a i Horacy czuje się nie gorzej. Jego kwestia to istna walka lewej ręki, mrocznej, ciężkiej, kładącej brutalne, niskie akordy, z prawą - ekwilibrystyczną, melodyjną, nieskończenie pomysłową. Jest tu też bardzo imponująca i dość długa solówka perkusyjna. Świetny utwór. Kiss Me Right to przerwa na odrobinę wolniejszy rytm, utwór z nieco mniejszym pierwiastkiem Silvera, bardziej "typowy", zachowujący lekko minorową atmosferę z poprzedniego, niemal melancholijny. W zamian za to The Gringo to kwintesencja horacjanizmu ze swoją nienormalną jak na jazz tanecznością, afrykańskim rytmem w temacie, nad którym świetnie panuje Roy Brooks, rozpasanymi melodycznie solówkami.


8.0/10

Komentarze