Henry Threadgill: "Too Much Sugar for a Dime"
Jeden z ciekawszych, lepszych i bardziej odświeżających jazzowych albumów lat 90., nawet jeśli po wyjęciu jednego utworu byłby dużo mniej wartościowy niż jest. Bardzo ciekawa mieszanka różnych stylów posłużyła za materiał do syntezy czegoś dość unikalnego. Co szczególne, wśród tych źródeł raczej nie ma free jazzu. Jest fusion, jest avant-prog, jest funk-jazz, są awangardowe big-bandy, jest tradycyjna muzyka latynoamerykańska. Efekt to muzyka złożona i rozbestwiona rytmicznie, nieprzewidywalna melodycznie i harmonicznie, wykorzystująca bardzo, ale to bardzo osobliwy jak na jazz ansambl (trzy tuby, róg, trzy pary skrzypiec, nie wiadomo ile zestawów perkusyjnych, elektryczne gitary i dopiero na końcu saksofon altowy lidera i kompozytora), obdarzona przeto sporą funkową przystępnością i chwytliwością, w końcu świetnym, wyrazistym, gorącym brzmieniem. Oparte jest to bardziej na kompozycji niż improwizacji, a jednak wciąż brzmi na wskroś jazzowo. Trzeba na ten album zajrzeć przede wszystkim dla Little Pocket Size Demons, jednej z najbardziej imponujących jazzowych kompozycji lat 90. Bardziej niż o bardzo dobre, ostre solówki chodzi tu o świetną "bazę" pod nie, powstałą z rozpustnej funkowej polirytmii perkusyjnej i nie mniej rozpustnej warstwie basowej, którą tworzą tuby. Threadgill zmieszał kilka powtarzalnych schematów i nałożył na siebie z wysmakowaną asymetrią co nadało utworowi pewną bardzo przyjemną dla ucha mechaniczność, jakby każdy dźwięk był tu podporządkowany nierównemu rytmowi (szczególnie jest to słyszalne w temacie). Razem z tym wszystkim idzie świetne, elektryzujące (choć elektryczne są tu tylko gitary) brzmienie, dążące do schizofrenii, oparte nie tylko na zestawieniu takich a nie innych instrumentów, ale też w dużej mierze na różnorodności brzmieniowej instrumentów perkusyjnych. Niezwykle intensywne i gorące granie, mimo że poddane rygorom kompozycji.
Pozostałe utwory teoretycznie operują podobnymi metodami, a jednak nie mają startu do openera. Najbliżej staje Paper Toilet, ale nie jest aż tak intensywny i brakuje mu jednak solówek. Better Wrapped, Better Unwrapped brzmieniowo jest nawet może lepsze, do wszystkiego co było dochodzą jeszcze skrzypce, ale jest zbyt monotonne, a eksperyment z przeplataniem elektrycznej jazzowej muzyki tradycyjną muzyką latynoamerykańską wypada średnio. To pięć dobrych lub bardzo dobrych utworów, nieprzerwanie przyjemnych, ale już dość dalekich od wyjątkowości.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz