Heimito von Doderer: "Każdy może być mordercą"

1938

Mój najbardziej niszowy literacki zachwyt jest jednocześnie jedną z najważniejszych powieści mojego życia. To bodaj pierwsza książka pretendująca z powodzeniem do miana literatury pięknej, a niebędąca (i nienadająca się ze względu na zbyt wyrafinowaną i filozoficzną, zbyt dojrzałą psychologię na lekturę szkolną), jaką przeczytałem - oczarowanie jej nietypowością, nawet dziwnością w porównaniu ze wszystkim, z czym do tamtej pory się zetknąłem, otworzyło przede mną dalekie horyzonty. Po ponownej lekturze po latach, w trakcie których trochę literatury poznałem, odkryłem, że jej nietypowość dalej uważam za wyjątkowo silną. 

"Każdy może być mordercą" to przede wszystkim wyrafinowana, wnikliwa i bardzo oryginalna zarazem powieść psychologiczna, wręcz psychoanalityczna, przy czym ta psychologia przyjmuje tu spojrzenie tak długofalowe, szerokie, że zaczyna wykraczać poza swoją dziedzinę w stronę filozofii i odwiecznych pytań o istotę człowieka. Najprościej powiedzieć chyba, że jest to powieść z zakresu filozofii psychologii. Doderer usnuł tu już nawet nie portret, a złożony fresk psychologiczny głównego bohatera, podejmując zagadnienia potężnego wpływu dzieciństwa na dorosłego człowieka, charakteru, indywidualności, wolności, autonomii wyborów życiowych, enigmatyczność przeznaczenia. Robi to z wnikliwą obserwacją niedostrzegalnych dla przeciętnego człowieka powiązań i subtelności psychologicznych w zachowaniach poszczególnych ludzi; kontrapunktuje psychologię głównego bohatera z wieloma mini-portretami innych postaci, które zawsze oddaje z poetycką oryginalnością, ale naukową celnością. Paralelnie do tego fresku poprowadził wątek kryminalny, poszukiwanie mordercy przez głównego bohatera, które w punkcie kulminacyjnym okazuje się niczym innym jak arcyzgrabną parabolą poszukiwania przezeń istoty samego siebie. To w jaki sposób te dwie linie się ze sobą stykają, to mistrzostwo konstrukcji fabularnej powieści, a zarazem arcydzieło powieściopisarstwa kryminalnego, jedno z największych i najsubtelniejszych zaskoczeń w dziejach literatury (mimo że powieść Doderera nie jest kryminałem). 

Styl narracji i języka Doderera zasługuje na osobną uwagę. Jest bardzo dziwny: ospały, ślamazarny, stąpający dużymi, powolnymi krokami, niezwruszony, ale jednocześnie na swój sposób lekki aż do ezoteryczności. Akcja posuwa się do przodu w ślimaczym tempie, o ile w ogóle się posuwa, bo aż do ostatnich rozdziałów nie dzieje się prawie nic niezwykłego ani doniosłego, a jeśli nawet, to nie jest przedstawione jako doniosłe. Autor opisuje jednak rzeczywistość w tak nietypowych słowach, strzela lirycznymi metaforami, tak dziwnie patrzy na ludzi i świat i tak wysubtelnia ich najdrobniejsze drgnienia, że mimo skrajnej powolności, czasem wręcz oschłości i nużenia, oczarowuje. 

Nie powiedziałbym, że mnie szokuje, iż jest to powieść po prostu przegapiona, a niewiele bardziej dostrzeżony jest sam jej autor (trudno coś więcej o nim przeczytać, jeśli nie włada się językiem niemieckim). To jest bardzo specyficzna proza, która zanim coś da, to zabierze sporo wysiłku, niejednokrotnie znuży, a to, co da, też będzie jeszcze wymagało od odbiorcy wyczulenia na subtelności. Sam też nie będę przesadzał, że to jakieś skończone literackie arcydzieło albo coś formalnie bardzo odkrywczego. Ale że wpadła w odmęty zapomnienia tak głęboko, że Doderer nie pojawia się w żadnym "top czegoś tam wszech czasów", nawet na niskim miejscu top niemieckojęzycznych autorów, jednak trochę dziwi. Wiele "uznanych dzieł literatury światowej" się przy tej powieści poci.


8.0/10

Komentarze