Guillame de Machaut: "Messe de Notre Dame"

1360-1365 / wykonanie: Oxford Camerata, Jeremy Summerly, 1996

Msza Notre Dame to kompozycja, której nie wypada nie znać niezależnie od oceny doznań, jakie przynosi. Tu zaczyna się muzyka w formie, na którą patrzymy dziś chyba z największym podziwem, to znaczy muzyka w formie spójnych, złożonych, rozbudowanych dzieł, a nie krótkich fragmentów, "piosenek". Co oferuje dziś pierwsze odnotowane w historii i jedyne średniowieczne Dzieło muzyczne, pierwszy dość długi utwór będący konsekwentnym zbiorem meta-utworów? 

Przede wszystkim atmosferę. Jak na sakralną muzykę dawną, to jest średniowieczną i renesansową, msza Guillaume'a de Machaut nie oferuje kosmicznych doznań mistyczno-emocjonalnych, raczej nie odlatuje zbyt wysoko i chyba nawet się jakoś bardzo nie stara tego robić. Czysto muzycznie, to jest bardzo przyjemna, momentami bardzo bardzo, ale nie powiedziałbym, żeby mnie ta polifonia na kolana rzucała. Niezaprzeczalnie mocarny jest natomiast klimat średniowiecznej katedry; ta ascetyczność tej muzyki, przestrzenność, surowość, niewzruszony, medytacyjny spokój. To kolejna zaleta - walory refleksyjne, medytacyjne, piękno spokoju. Stąd trochę bardziej przypadają mi do gustu te części, w których głosy powoli przeciągają pojedyncze słowa, sylaby, a więc przede wszystkim Kyrie, trochę mniej Sanctus. Piękne jest jeszcze chyba najbardziej emocjonalne Credo.


7.0/10

Komentarze