Girvan Distillery: Hendrick's Gin
Czas na jednorazowe zgłębienie kolejnego destylatu, który nie interesuje mnie na tyle, bym pijał go częściej. Oto gin: destylat o starym rodowodzie, znany już w XVII wieku, przede wszystkim na terenie Niderlandów i Anglii - niegdyś w tym drugim kraju był tak popularny, że produkowano go sześciokrotnie więcej od piwa (co miało fatalny wpływ na społeczeństwo). Ciekawa sprawa - gin w gruncie rzeczy można nazwać... nalewką; producenci ginu unikają samodzielnego destylowania alkoholu, kupują spirytus i mieszają go z wodą, by skupić się w pełni na esencji ginu - aromatyzacji. Podstawowym i nieodzownym składnikiem jest jałowiec, ale do produkcji ginu wolno używać około 120 różnych substancji. Hendrick's Gin, swego czasu potencjalnie najlepszy gin, jaki szło dostać w polskich sklepach, zawiera ich jedenaście: w tym między innymi liście róży i ogórek.
Przezroczysty. Pachnie bardzo wyraziście i eksplicytnie ziołowo: dominuje jałowiec, ale czuć, że nie jest jedynym elementem układanki, choć prawdę mówiąc nie byłbym w stanie odgadnąć jakiegokolwiek innego. W smaku już wcale aż tak mocno ziołowy nie jest - smakuje jak aromatyzowana jałowcem czysta wódka, ni więcej niż mniej. Na pewno alkohol sympatyczny, stosunkowo przyjemny do picia na czysto, ale nieciekawy.
Nie polubiłem ginu, dalej nie rozumiem idei picia go na czysto, jeśli jest tyle lepszych i ciekawszych rzeczy, natomiast polubiłem i to bardzo gin z tonikiem i limonką. Stał się natychmiastowo moim ulubionym drinkiem - prosty, z idealnie pasującymi do siebie składnikami, rześki i odprężający.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz