Ghostface Killah: "Ironman"
Niestety ten odłamek Wu-Tang Clanu nie wystrzega się problemów, które trawią prawie wszystkie albumy hiphopowe. Jest bardzo monotonny, dwukrotnie za długi i przykłada za małą wagę do muzyki, a za dużą do rapu. Bity są wciągające, sampling (w dużej mierze soulowy) sensowny, rap najczęściej odzywających się MC - zwłaszcza gospodarza i Raekwona - mocny i płynny, ale w zbyt wielu utworach z muzycznego punktu widzenia nie dzieje się prawie nic (to znaczy dzieje się w kółko to samo). Wśród tych siedemnastu utworów znalazło się siedem, które mógłbym sobie puścić raz na jakiś czas, gdyby nie istniało około miliarda ciekawszych; nie ma też kawałków żenujących czy nieudolnych, jest tylko sporo nieciekawych; ponadto nie ma jakichś biedackich skitów i innego nudziarskiego wypełniactwa. Siedem na siedemnaście to jednak mało, nie da się ukryć, i choć nie przeszkadzałoby mi, jakby cały album leciał sobie w tle, to słuchać go w pełnym tego słowa znaczeniu w całości już nigdy nie zamierzam.
Pierwszy z siedmiu, które wyróżniam, to Iron Maiden, w którym bit i w miarę barwny, soulowy sampling wyjątkowo płynnie zlewa się z flow raperów, zwłaszcza Raekwona. Można się pobujać. Drugi to 260 - zwięzły, z porywającym podkładem i bardzo udanym duetem Ghostface'a z Raekwonem. Kolejny, Fish, ma podobne zalety, tylko bez zwięzłości (można by na przykład wyciąć Cappadonnę, o). W Daytona 500, być może moim ulubionym kawałku z zestawu, podoba mi się ciężki, agresywny bit i chwytliwy refren, zwrotki też są jednymi z najmocniej zarapowanych (wreszcie to gospodarz wymiata najbardziej). W Motherless Child kluczem jest wyrazisty, soulowy sampling - i tak samo w After the Smoke is Clear. No i jeszcze Marvel, który od monotonii co prawda nie ucieka, ale to, co się tam w tle powtarza, jest jednym z najlepszych fragmentów muzyki na albumie. Wreszcie dostajemy tam z dwie minuty taśmy, w trakcie których muzyka musi sobie radzić bez rapu - i od razu robi się jakoś bardziej interesująco.
Powiem jeszcze o All That I Got Is You, które dzięki wsparciu Mary Jane Blige i melodyjnemu samplingowi wyróżnia się na plus, tylko że jest ckliwe na trochę tandetny sposób. No a reszta jest już zbyt monotonna, żebym o niej wspominał, zwłaszcza że nie jest też jakaś bardzo zła. Jak na standardy hip hopu jest to zapewne jeden z lepszych albumów - nienagannie wyprodukowany, z dobrym flow legendarnych raperów i - wierzę na słowo, nie interesuje mnie to specjalnie, dopóki muzyka mnie nie urzeka - dobrymi tekstami, ale jeśli mam traktować go bezwzględnie, to nie mogę wystawić pozytywnej oceny.
5.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz