Georges Perec: "Życie instrukcja obsługi"
Bardziej obraz niż książka – Perec nie pisze, on maluje obrazy za pomocą słów i nie chodzi tylko o hałdy opisów wnętrz i przedmiotów, ale i same historyjki, które wydają mi się bardziej namalowane niż opowiedziane. Do pewnego momentu jest to bardzo przyjemne doświadczenie, które pozwala zastanowić się nad niezwykłością, nieprzewidywalnością i skomplikowaniem życia. Jest tylko jeden problem – jak długo można z zaciekawieniem oglądać obrazy wyrażone samymi słowami? Otóż, jak się okazało, w moim przypadku na pewno nie przez bite sześćset stron. Pierwsze dwieście czyta się z bardzo dużą przyjemnością i nawet zafascynowaniem, ale potem nieskończone wyliczanki przedmiotów, historie, które, jak się w końcu zauważa, wcale nie złożą się na ściśle powiązaną ze sobą, wielką całość, które jeśli nie po dwóch, to po trzech stronach bezpowrotnie się urwą (a zresztą wcale nie aż tak duża ich część jest faktycznie wciągająca, niektóre po prostu nudzą), zaczyna się stopniowo w ich natłoku przyjmować z obojętnością, a po kolejnych dwustu stronach już z niekrytym znudzeniem i wręcz zdenerwowaniem. Oczywiście ciężko nie docenić puzzlowo-matematyczno-szachowej koncepcji, jej rozmachu, jej oryginalności, która sprawia, że książki chyba po prostu nie da się zapomnieć, ale w najmniejszym stopniu nie podwyższa ona przyjemności ani nie potęguje innych przeżyć podczas czytania. Jest sobie i wiemy o tym, ale co z tego? Można to podziwiać i bez przeczytania choćby słowa książki. Bez wątpienia stworzenie jej było dla Pereca pięknym przeżyciem i świetną zabawą, ale z punktu widzenia czytelnika spora część jego skrupulatnej pracy idzie na marne. Czy naprawdę komuś się chciało sprawdzać, czy faktycznie w każdym rozdziale autor umieścił według swojego ścisłego klucza zamierzone elementy, odnajdywać wszystkie odwołania literackie i cytaty, odkrywać matematyczne reguły, wedle których Perec to wszystko ułożył? Czy jednak wszyscy zachwycają się faktem istnienia łamigłówki, ale jakoś nie mają ochoty zabrać się za jej rozwiązywanie, bo byłoby to zajęcie po prostu suche i nudne?
Mimo to oceniam ją pozytywnie – historia Bartlebootha jest piękna i błyskotliwa, a całość bardzo subtelnie, bo bez mówienia tego wprost choćby w jednym zdaniu, przelewa na czytelnika odczucie przytłaczającej zmienności, nieprzewidywalności ludzkiego życia, jego różnorodności i skomplikowania, które sprawiają, że nie istnieje i nie może istnieć skuteczna instrukcja jego obsługi.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz