George A. Romero: "Noc żywych trupów"
Motyw zombie kojarzy się dziś z największym filmowym chłamem. W 1968 roku powstał jednak na tym motywie całkiem sensowny horror, który jak na klasyczny, zupełnie niepsychologiczny film grozy jest wręcz dziełem wybitnym. Mogłoby być naprawdę rozkosznie, gdyby preludium trwało nie pięć minut, a przynajmniej połowę filmu, bo to budowanie napięcia i atmosfery na cmentarzu było w sumie bardziej udane niż akcja. To zdecydowanie największy błąd Romero, że odkrył karty tak wcześnie, zamiast pójść w tajemnicę i dopiero w połowie, albo nawet pod koniec powiedzieć coś więcej (a w 1968 roku nie byłby to już jakiś przełomowy wysiłek). Wciąż ogląda się to dobrze, akcja jest dość wciągająca, tworzy się pewien klimat, aktorstwo jak na horror jest w porządku, a i nie ma nudy wizualnej dzięki zabawie z oświetleniem i niesztampowej pracy kamery. Niezły film, ale wydaje mi się, że mógłby być nawet bardzo dobry, gdyby trochę lepiej go zaplanować.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz