Gene Kelly & Stanley Donen: "Deszczowa piosenka"
No niestety - rzekomo najlepszy musical wszech czasów okazał się dla mnie filmem słabym. Przez jakiś czas jest solidny i z lekka uroczy, ale od pewnego momentu tak jakby nie dodaje już nic nowego, a urok zamienia się w sztuczny uśmiech. Średnio ciekawa historia, obrzydliwie nieciekawe postacie i mało błyskotliwy, co najwyżej poprawny komizm słowny. "Scena tytułowa" faktycznie jest bardzo dobra, ale trwa parę minut; żaden inny numer muzyczny nie jest już godny zapamiętania. "Deszczowa piosenka" pojawi się zapewne na drodze każdego człowieka, który postanowi zapoznać się z klasyką kina. Szczerze mówiąc, o ile ktoś nie jest miłośnikiem tworu zwanego musicalem, polecam włączyć sobie tę kilkuminutową scenę z tytułowym numerem i nie zamęczać się resztą filmu, który, jak się zdaje, już w 1952 roku miał prawo wydawać się mocno zapyziały, niegodny lat pięćdziesiątych ze swoją wczesnohollywoodzką naiwnością i płycizną.
4.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz