Francis Ford Coppola: "Ojciec chrzestny II"
Coppola po gigantycznym sukcesie "Ojca chrzestnego" w kontynuacji postanowił trzymać się konwencji - no i dobrze, dzięki temu nakręcił dwa filmy na tej samej historii, które mają niepodważalnie zagwarantowane miejsce w filmowym panteonie wszech czasów. Od strony formy to takie samo kino, mocno nastawione na storytelling, rekonstrukcję historyczną, wielkie postacie i wielkich aktorów, z psychologiczną posypką; eleganckie i dobre, ale niewybitne od strony kinematograficznej. Storytelling jest dalej znakomity, choć już nie aż tak. Rekonstrukcja historyczna ma chyba jeszcze większy rozmach - mamy tu niesamowicie skrupulatne odmalowane środowisko włoskich imigrantów w Nowym Jorku i prawie historiozoficzny rzut oka na rewolucję na Kubie; dwa wielkie sukcesy Coppoli, choć Nowy Jork lat 40. chyba bardziej mnie przekonał. Kinematografia chyba odrobinę słabsza, duet Pacino-De Niro przegrywa z duetem Pacino-Brando (co raczej trzeba złożyć na karb różnic między postaciowymi rozmiarami Vito z pierwszej części a Vito z drugiej). A więc jednak słabiej, ale mocarnie za to stara się nadrabiać psychologią, głębią postaci.
Pod pewnymi względami sequel jest jednak zupełnie inny niż pierwsza część, co wynika głównie z odmiennych scenariuszy. Jako że Mario Puzo nie napisał drugiej części "Ojca chrzestnego", to choć współpracował przy tworzeniu scenariusza, można się domyślać, że Coppola miał tu nań większy wpływ. Jest znacznie ciężej, mroczniej, tym razem mafijna osnowa towarzyszy widzowi od początku do końca i jest dużo bardziej przygnębiająca, refleksyjna - jedynka w porównaniu z tym była zabawą. Kluczem do dwójki jest postać Mike'a, świetnie odtworzona przez Pacino, posiadająca dość potężny portret psychologiczny jak na kino (sam w sobie, a jeszcze mamy tu nadbudowę konstrukcji psychologicznej poprzez kontrastowanie z młodzieńczymi poczynaniami ojca bohatera), a już zwłaszcza jak na kino gangsterskie, portret człowieka niebywale silnego, którego siła jest jednak największym przekleństwem i sprawia, że w niemal fatalistycznych podrygach plącze się w swoim życiu i zmierza ku porażce; obsesyjnie starając się zapanować nad wszystkim, ostatecznie traci kontrolę nad najważniejszym.
Moim zdaniem przegrywa z pierwszą częścią, ale wyjątkowo nieznacznie jak na dwa filmy zrobione w tak podobny sposób i będące praktycznie jedną, ciągłą historią.
8.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz