Ferenc Liszt: "Etiudy transcendentalne"

1837, poprawione 1852 / S. 139 / wykonanie: Boris Berezovsky, 1996

Mawiają, że Liszt, zwłaszcza fortepianowy Liszt, to tylko wirtuozerski onanizm bez substancji. Faktem jest, że nazywanie tego działa transcendentnym jest pewnym nadużyciem, ale przecież te etiudy aż kipią emocjami, a nierzadko i atmosferą. W typowo romantycznej manierze są to emocje bardzo zmienne, wiele z etiud prezentuje huśtawkę nastrojów, podążając od rozpaczy, tragizmu, smutku aż po szczęście, spokój, błogość, nierzadko pokonując drogę bardzo krótką czasowo. Z kolei wirtuozeria, do jakiej nieraz w okrutny sposób zmusza Liszt wykonawców swoich kompozycji, jest naprawdę miażdżąca i podejrzewam, że nawet gdyby muzyka ta była pusta emocjonalnie, wyzuta z atmosfery, słuchałoby się jej bardzo dobrze. Każda etiuda, nawet bagatelne preludium, stoi na bardzo wysokim poziomie i każdą z osobna można się delektować. 

Mazeppa to podobno najtrudniejsza etiuda do zagrania - jeśli tak, to nie jest najtrudniejsza na marne, bo chyba i najlepsza. Kolejna romantyczna burza emocji, od lawin, kaskad nut i emocji zarazem, po klimatyczne, zamyślone, minimalistyczne fragmenty pełne przestrzeni i spokoju; od tragizmu po błogą radość. Jeden z najlepszych fragmentów muzyki, jaki się Lisztowi udał, a do tego romantyzm w pigułce. Vision stoi niewiele niżej, ale to bardziej podróż niż huśtawka, wychodzi od smutku i tragizmu i zmierza w stronę jaśniejszych rejonów aż po piękne, świetliste wyzwolenie z czerni; efekty dynamiczne miażdżą i dają jedne z mocniejszych emocji. Kolejne etiudy w tym guście, jakie trzeba wyróżnić, to Wilde Jagd – pociągające burzę emocji już niemal do szaleństwa – i Appassionatę. W niezbyt licznych etiudach „na uspokojenie” widać, że Liszt lepiej się czuje w szybszych klimatach, ale chociażby Harmonies du soir jest przepiękne, liryczne, nostalgiczne, z dramatycznym wybuchem pod koniec.


8.5/10

Komentarze