F. W. Murnau: "Nosferatu, symfonia grozy"
Z jednej strony film imponuje, zwłaszcza jak na tak niedojrzałą fazę kina, ma parę świetnych elementów. Postać Nosferatu jest wizualnie mocarna, podoba mi się też bardzo pierwszy akt filmu, budujący napięcie w baśniowy sposób - list od tajemniczego wielmoży z Transylwanii, podróż w nieznajome strony, noc w karczmie pełnej przerażonych nieznaną siłą ludzi, odnalezienie złowrogiej księgi; pierwsze chwile na zamku też są świetne. Takie klasyczne to wszystko, ale bardzo sugestywne, również dzięki zdjęciom krajobrazowym, wykorzystującym lasy i góry dla zbudowania klimatu. Potem jest już słabiej, acz wciąż jest sporo udanych scen.
Niestety zbyt wiele rzeczy tutaj po prostu nie gra, przy czym są to głównie aspekty średnio zależne od reżysera w 1922 roku, no ale nie grają. Scenariusz po tym, jak główny protagonista dociera do zamku, to bałagan, a co gorsza bałagan mocno zabijający element grozy. Tajemnica zostaje zabita brutalnie natychmiastowo - główny bohater kaleczy się w palec, a Nosferatu po prostu rzuca się, by zlizać jego krew. No ludzie. Nie podoba mi się zwłaszcza umieszczenie większości akcji na sporych przestrzeniach - co to za groza, kiedy można uciekać we wszystkie strony. Życzyłbym sobie znacznie większej klaustrofobii, wszak klaustrofobia (niekoniecznie fizyczna, ale trzeba być wybitnym psychologiem, by zrobić wielki horror jedynie przy użyciu klaustrofobii psychologicznej) jest solą horroru, każdego horroru. Kolejny zabójca atmosfery to większość nocnych scen, które wyglądają zupełnie jak sceny dzienne, co prowadzi nawet do katastrofy - patrzymy na przykład, jak wampir "skrada się" przez środek miasta w porze, która przypomina biały dzień. To tym dziwniejsze, że są tu sceny nocne, które faktycznie wyglądają na nocne. W końcu - oryginalna ścieżka dźwiękowa jest po prostu koszmarnie nietrafiona, ta pompa pasuje raczej do eposu narodowego niż do horroru z wampirem.
Solidny film, spore rozczarowanie, aczkolwiek powinienem jeszcze to obejrzeć z jakąś sensowniejszą ścieżką dźwiękową. Jaka by jednak ona nie była, "Gabinetowi doktora Caligari" ten film zawsze będzie buty czyścił.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz