Eugène Ionesco: "Nosorożec"

1959

Szalony, absurdalny dramat, pod płaszczem dość lekkiego, zda się wręcz lekkomyślnego absurdu przemyca treść całkiem złożoną, podatną na różnorodne interpretacje. Tą najbardziej oczywistą jest spojrzenie na masową przemianę w nosorożce jako na metaforę owczego pędu społeczeństw do przyzwyczajania się, tolerowania, akceptowania i wreszcie dołączania do groźnych zjawisk. W tym przypadku chodzi przede wszystkim o rozprzestrzenianie się nazizmu, ale można to oczywiście uogólnić. To główna linia wymowy, natomiast Ionesco pobudza intelekt wielokrotnie, na różne sposoby i nawet pojedyncze frazy bohaterów proszą się o zastanowienie, czy przypadkiem nie kryją drugiego dna; można wręcz nabawić się paranoi, że wszystkie kryją, chociaż brzmią w większości pozornie tak błaho. To naprawdę imponująca konstrukcja intelektualna. Jeśli chodzi o humor absurdu, to są tu momenty znakomite, natomiast często też odczuwałem albo przesadę, albo jakąś lekką niezgrabność; daleko jednak do genialnego komizmu Brechta, który używa absurdu subtelniej i paradoksalnie z większą siłą rażenia. Największym ograniczeniem lektury jest natomiast wybitna sceniczność dzieła - "Nosorożec" to sztuka jak mało która nadająca się bardziej na deski teatru niż na papier książki. Ciężko ją nawet ocenić - w wielu miejscach zastosowana jest dynamika dialogów, która na scenie może wypadać cudownie, a za pośrednictwem książki milczy czy wręcz męczy. Jako sztukę teatralną być może oceniłbym to nawet znacznie wyżej, ale że nie mogę tego w ciemno przewidywać, to musi stanąć na ocenie takiej a nie innej.


6.5/10

Komentarze