Ernesto Sábato: "Tunel"
Całkiem sensowny pomysł na krótką powieść, może nawet więcej, może świetny - mroczne, egzystencjalistyczne studium postępującego obłędu nadwrażliwego artysty, którego do zbrodni popychają nie tyle odkrywane o kochanej kobiecie fakty, co uświadomienie sobie swojego nieskończonego wyobcowania, skazania na wieczną samotność, niemożliwości nawiązania porozumienia z drugim człowiekiem. Na dobrym pomyśle i dosłownie paru zgrabnych zdaniach jednak się kończy. Wykonanie jest bardzo słabe, wręcz grafomańskie - może nie do cna, ale długimi fragmentami. Portret psychologiczny narratora i głównego bohatera, na którym opierać się musi znaczna większość wartości takiej książki, jest upiornie słaby. Autor próbuje stworzyć postać inteligentnego outsidera, artysty o fascynującej, mrocznej duszy i skomplikowanych emocjach, tymczasem wychodzi mu pretensjonalne, wręcz nieco żenujące skrzyżowanie roztrzęsionego werterowskiego nastolatka z kobietą z osobowością borderline, co gorsza właśnie pozującego na inteligentnego outsidera o mrocznej duszy. Finał, mimo że ciekawie pomyślany, wypada więc niewiarygodnie. Niektóre spostrzeżenia, porównania, komentarze narratora do przebiegu zdarzeń są tak banalne, przewidywalne i kliszowe, że płakać się chce. Dialogi są nieskończenie kulawe i nienaturalne; przesada, brak subtelności są wszędobylskie. Pierwszy raz mi się chyba zdarzyło, żeby powieść tak jednoznacznie przypisywana do literatury pięknej była aż tak słaba, może nie bezwartościowa, może w jakimś stopniu interesująca, ale po prostu bardzo słabo napisana.
4.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz