Emir Kusturica: "Underground"
Najsłynniejszy film Kusturicy jest ogromnym dziełem, złożonym i pełnym potężnego rozmachu przy jednoczesnym zachowaniu bardzo ścisłej wizji reżysera. Wielka, imponująca, przekrojowa metafora historyczna, a w tej metaforze mnóstwo małych metafor i symboli; wiele z tego zrozumieć może nawet osoba, która ma o historii Jugosławii pojęcie jak najogólniejsze (jak ja). Prawdziwy hołd dla wyjątkowo szorstkich losów tego kraju, pełen czci, ale z chyba jeszcze większą ilością krytyki, wymierzoną we wszystkie możliwe stronnictwa (tak mi się przynajmniej wydaje mimo posądzeń o serbską propagandę). Nie będę się jednak rozpisywał na temat warstwy historycznej, bo nie tylko jest zbyt wiele osób, które zrobią to dużo lepiej, ale też nie interesuje mnie ona najbardziej.
Przede wszystkim chodzi o styl. Kusturica wypracował niepodrabialny styl, jeden z najbardziej agresywnych i wyrazistych w historii kina. Tutaj pada on na szczególnie podatny grunt scenopisarski. Ten film jest nieustannie wibrujący, wręcz wije się i podskakuje w zatraconym tańcu - czasem zabawnym i radosnym, czasem porażająco smutnym (jak zwłaszcza w druzgocącej scenie pod odwróconym krucyfiksem). Szalona akcja, szalona muzyka Bregovicia ("Kalashnikov" to chyba jedyny utwór, który jest w stanie porwać mnie do tańca na trzeźwo o każdej porze dnia i nocy) i ten wspaniały, misternie usnuty, a przecież wciąż dziki bałagan na poziomie akcji, scenografii, dialogów, scenariusza, aktorstwa, humoru, emocji i czego się chce. Do tego czasem po prostu piękne, liryczne kadry. Już scena otwierająca film ma takie uderzenie, że właściwie mógłby się on na niej zakończyć i robiłby na mnie wielkie wrażenie, a przecież takich scen jest jeszcze wiele. Kusturica spiął to wszystko ze sobą z niebywałą precyzją, jego chaos jest zarazem wielki i spójny, co jawi się jako potężne osiągnięcie artystyczne. Reżyser bezbłędnie dobrał też troje głównych aktorów i bardzo dobrze poprowadził (szczególnie jasno świeci oczywiście gwiazda Manojlovicia), stwarzając postacie wyraziste, żywe, symboliczne, które na gruncie dramatu historycznego przechodzą przez swój własny dramat.
To pierwszy wybitny film autorski, jaki widziałem w życiu. Przez długi czas był moim ulubionym. Moje gusta mocno ewoluowały, przestał nim być i już nigdy nie będzie (uwielbiam dzikość Kusturicy, ale preferuję jednak kino bardziej subtelne), ale zawsze będę do niego wracał z uznaniem i sentymentem.
9.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz