Doctor Brew: Double IPA

Imperial IPA / 8% / 18 blg / recenzja z 16.03.2015

Po ostatnich paru niezbyt ekscytujących piwach od Doctora Brew oraz dość jednoznacznie nieprzychylnych recenzjach barleywine i RISa (sam bowiem nie miałem okazji pić, jakoś przeczułem, żeby się nie napalać i sprawa mnie ominęła) wykreśliłem warunkowo tego kontraktowca z mojej niedługiej listy browarów, od których biorę i degustuję w ciemno każdą nowość. Nie mogłem jednak przepuścić tego piwa, gdy zobaczyłem, że znowu zawitało na sklepowe półki. Imperialne IPA to bowiem pod pewnym względem najbardziej pasujący do doktorów styl piwa jako najmocniej nastawiony na chmiel ze wszystkich. Pod innym względem nie do końca - mimo wszystko dopasowałbym do nich zwykłe AIPA, bo IIPA, jak mówi moje doświadczenie, łatwiej schrzanić. Odczucie chmielu jest w nim bowiem tak intensywne, że jeśli goryczka jest nieszlachetna, czy to przez nieodpowiednią kontrę słodową, czy przez coś innego, to piwo jest może nie skasowane, ale bez szans na duży sukces. W AIPA da się jeszcze przeżyć. Ale dość krakania, doktorzy parę razy pokazali, że z amerykańskim chmielem potrafią czynić rzeczy wielkie.

Opakowanie
Klasyczne opakowanie Doctora Brew, firmowego kapsla ciągle nie widać na horyzoncie (dziwi mnie to niezmiernie, akurat po tym kontraktowcu spodziewałbym się bardzo szybko wprowadzenia go). Opis z tyłu dalej bełkotliwy, ale już mniej grafomański, tutaj bardziej coś a la retoryka koncernów. Cascade i Amarillo między innymi wśród chmieli, jeśli miałbym wybrać swoje trzy ulubione, to chyba byłyby wśród nich te.
9/10

Barwa
Piękny, głęboki bursztyn, któremu przeszkadza trochę dość znaczne zmętnienie, ale i tak ładnie się prezentuje; po dolaniu drugiej porcji całkiem mętnieje. 
3,5/5

Piana
Obfita, dość gęsta, ładnie oblepia szkło, trwałość niezła, długo utrzymuje się gruby pierścień i solidne pozostałości w środku. 
3,5/5

Zapach
Zaczyna się od ładnego uderzenia amerykańskim chmielem, ale zanim zdąży się nawet poskładać myśli i dokładniej go określić, atakuje coś, co pachnie jak... połączenie diacetylu z DMSem, naprawdę mam wrażenie, że są tutaj obie te wady, na początku tylko diacetyl, a potem coraz mocniejszy DMS, który tłamsi jedyne sensowne w tym zapachu nuty mandarynkowe, w końcu zostaje sam DMS - całość nie jest aż tak odpychająca, jak można sobie to wyobrazić po tych słowach, ale zapach jest poza pierwszymi kilkunastoma sekundami tragiczny, zniechęcający do wzięcia pierwszego łyku. 
1/10

Smak
Jak można przypuszczać, jest dużo lepiej, ale wcale nie dobrze - wady znacznie się zmniejszają, ale nie usuwają, na pomoc przychodzi mocna, choć nie miażdżąca goryczka, która jednak też ma swoją wadę - jest po prostu nieszlachetna, łodygowa; do tego nieprzekonująca, landrynkowa jakby słodowość i tragedia się dopełnia - broni się natomiast finisz, na którym wreszcie wady odpuszczają, a goryczka stopniowo się uszlachetnia; z czasem również w ustach robi się akceptowalne, słodowość staje się przyjemniejsza, bardziej karmelowa, chmiel nabiera owocowego charakteru, a wady mocno odpuszczają i da się je pić z pewną przyjemnością, ale po pierwsze nieprzesadną, a po drugie złe wrażenie po pierwszych kilkunastu minutach picia pozostaje. 
3,5/10

Tekstura
Trochę za dużo gazu.
3,5/5

Najgorsze piwo rzemieślnicze, jakie w życiu piłem, nieznacznie przebiło Duby Smalone z Peruna. Doktorzy chyba nie notują ostatnio za dobrej passy, oczywiście ich nie skreślam, ale zostałem mocno utwierdzony w postanowieniu, by nie brać od nich wszystkich nowych piw i ciężko będzie to postanowienie przełamać.


3.0/10

Komentarze