Doctor Brew: American IPA

American IPA / 6,2% / 16 blg / recenzja z 28.03.2014

Drugie podejście do Doctora Brew, browaru kontraktowego, który wdarł się na polską scenę rzemieślniczą chyba z największym hukiem (poza kilkoma pierwszymi, w przypadku których huk gwarantowało już owo pierwszeństwo). Na razie niekoniecznie piwem, ale otoczką, szczególnie premierami obu piw z muzyką na żywo, hostessami i takimi tam różnymi. Zerkając na relację z tych wydarzeń i słuchając wypowiedzi dwóch ojców przedsięwzięcia, odnoszę takie wrażenie - niegraniczące jednak z przekonaniem - że trochę na to za wcześnie. Sunny Ale w każdym razie wydało mi się piwem trochę za małym na własny zespół muzyczny. Mam nadzieję, że American IPA zmieni moje nastawienie, jeszcze bardziej sceptyczne przez mój niedawny zachwyt Szałpiwem i trochę mniej niż zachwyt Birbantem.

Opakowanie
Tym razem świetna, "nowocześnie elegancka" etykieta jest już na szczęście przyklejona idealnie równo. Nie zmienił się znakomity sposób podania informacji takich jak szczegółowy skład, nie zmienił się też goły kapsel, ale to ciągle jeszcze żaden grzech. Opis piwa na etykiecie szczęśliwie uległ poprawie - jest dalej słaby i dość pusty, ale nie jest to już jawna grafomania, jak było ostatnio. Wynalazłem sobie za to pewien mankament - kolejne etykiety będą się od siebie zbyt mało - mimo że ewidentnie - różnić. To, co w BrewDogu, a także w pewnej interpretacji w Pincie i AleBrowarze, buduje świetne wrażenie, gdy postawimy wiele piw obok siebie, czyli zmiana kolorów przy jednoczesnym zachowaniu ogólnego szablonu, tutaj trochę szwankuje, bo kolor, który się zmienia, obejmuje bardzo małą powierzchnię. Ale oczywiście to szczegół.
9/10

Barwa
Z pozoru wydaje się wyjątkowo ciemne, wprost brązowe, ale pod światłem prawda wychodzi na jaw - jest w gruncie rzeczy bursztynowe, tylko tak niezwykle zmętnione, że wydaje się znacznie ciemniejsze; efekt jest bardzo ciekawy. 
3,5/5

Piana
Bardzo, niemal skrajnie uboga pod względem obfitości, umiarkowanie gęsta, ale bardzo nadrabia solidną trwałością i bogatym oblepianiem szkła. 
3/5

Zapach
Wspaniałe rządy amerykańskich (i pokrewnych) chmieli, które objawiają się w potężnie intensywnej, niesamowicie naturalnej owocowości - nawet nie cytrusów, bardziej mango, marakui, w tle trochę żywicy, ale przede wszystkim owoce; przepiękny, choć jeszcze nie idealny. 
9/10

Smak
W smaku już nie tak świetnie, ale też bardzo przyjemnie - przenoszą się do niego owoce z zapachu, trochę większą rolę dostaje żywica, chmiel już nas po prostu ogarnia, bardzo wyraziste - podobnie jak w Sunny Ale brakuje jednak podbudowy słodowej, ciała, za bardzo przypomina chmiel w płynie; goryczka faktycznie wysoka, ale nie przesadzona - to nie goryczka jest za wysoka, a słodowość zbyt uboga - większe zastrzeżenia mam do jej nadmiernej prostoty, jest po prostu mało szlachetna i sprawia przyjemność nieprzesadzoną; ogólnie jednak smaczne, pijalne, przyjemne. 
7,5/10

Tekstura
Nie mogę się przyczepić.

To już jest jakiś konkret. Co prawda bardzo wielkiego progresu od Sunny Ale nie ma - znacznie porządniejszy aromat, ale w smaku dokładnie ten sam problem braku podbudowy słodowej w kontrze do ogromnej goryczki. Piwo bardzo przyjemne, ale po prostu nie umywa się do sztandarowych amerykańskich IPA Pinty ni AleBrowaru. Rewelacji nie ma, ale będę kontrolował Doctora. Przynajmniej na pewno radzi sobie znacznie lepiej niż Olimp.


7.0/10

Komentarze