Dionizos: Pan tu nie stał
Dzielnie walczę i podchodzę do kolejnego, przedostatniego już (możliwe, że w całym życiu) piwa z radomskiego Dionizosa. Średnia z dotychczasowych czterech wynosi 2,67 - jak więc mam się nastawiać pozytywnie? Mimo wszystko mam nadzieję, że podobnie jak poprzedniego jasnego lagera - Białego Kota - i to piwo będzie się dało przynajmniej pić.
Opakowanie
Etykieta w identycznym stylu co w Ciemność, widzę ciemność; również i tu na kapslu i szyjce naklejka z kodem QR, zatajone miejsce uwarzenia. Tym razem mam pewność, że to nie to samo piwo, co Biały Kot, jako że różni się zawartością alkoholu.
3,5/10
Barwa
Słomkowo-złote; nie robi szału, ale znacznie polepsza sprawę niesamowicie dynamicznie ulatujący gaz, ostatecznie dość ładne.
3,5/5
Piana
Bardzo obfita, ale rzadka, dziurawa i nietrwała - szybko z wysokiej czapy zostają już tylko resztki na tafli.
2/5
Zapach
Bardzo prosta, trochę kartonowa i zatęchła, ale nie okropna słodowość; nudny i ordynarny, jakkolwiek można przeżyć.
2,5/10
Smak
Nuta kartonowa uwydatnia się tylko, a do tego dochodzi bardzo wyraźna kwaśność, która przykrywa nawet niezbyt wyszukaną słodowość; może nie z koszmaru, ale fatalne.
2/10
Tekstura
Jedynie ona radzi sobie całkiem nieźle, choć wysycenie jest nieco za małe.
4/5
Niestety, drugi po Białym Kocie jasny lager z Dionizosa nie okazał się jednocześnie drugim po Białym Kocie piwem, które zdołałem wypić w całości. Przypomnę, że ogólnie było to już piąte z tego "browaru", co sprawia, że tak na oko połowa piw z bloga, których nie zdołałem wypić do końca, to te radomskie. To nawet mało powiedziane, bo o ile czasem wylewałem końcówki, tak piwa od Dionizosa potrafią wylądować w zlewie niemal w całości. Teraz to już drugi raz z rzędu i zaczynam się zastanawiać, kiedy ja się wreszcie po prostu napiję piwa. Na szczęście zostało już tylko jedno, ale muszę sobie od nich zrobić przerwę.
2.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz