Derek Jarman: "Blue"
Przejmująco depresyjny testament artysty umierającego w oparach choroby. Dzięki zestawieniu muzyki i całkiem interesującego monologu, a także w jakimś stopniu specyfice obrazu, udało się w nim uzyskać wyrazistą, melancholijną i niepokojącą zarazem atmosferę i naładować go sporymi emocjami. Mimo wszystko sądzę, że reżyser-scenarzysta, który decyduje się na tak radykalny krok, jak wizualne oparcie swojego filmu w całości na nieruchomej, jednolitej, niebieskiej planszy, powinien mieć do zaoferowania więcej od strony treściowej i muzycznej. Nie jest to bynajmniej zarzut skierowany wobec Jarmana, bo byłoby to absurdalne, a już na pewno nieczułe, jako że mógł właściwie zrobić albo taki film, albo nie robić żadnego, a ciężko odbierać śmiertelnie chorej osobie możliwości ostatniej wypowiedzi artystycznej i osobistej. Patrząc jednak bezwzględnie na sam film, w oderwaniu od kontekstu, ciężko nazwać ten obraz wielkim dziełem kina i nie wiem, czy trzeba go oglądać choćby raz.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz