De Halve Maan: Straffe Hendrik Wild
Przedostatnie piwo z najsłynniejszego browaru najpiękniejszego miasta świata będzie połączeniem, jakiego jeszcze nie próbowałem - wild tripel, czyli tripel na brettach. Tradycyjny tripel wypadł im gdzieś między bardzo dobrze a świetnie - mam nadzieję, że bretty wniosą coś ekstra i będzie jeszcze lepiej.
Opakowanie
To samo co na zwykłym triplu, tylko inna kolorystyka, która uszczupla elegancję. Jest za to rocznik.
8/10
Barwa
Wyjątkowo ładne, głębokie złoto, całkowicie klarowne.
4,5/5
Piana
Bardzo obfita, niezbyt gęsta, ładnie oblepia szkło, dość trwała.
3,5/5
Zapach
Dokładnie to, co zapowiada etykieta - tripel i bretty; ta pierwsza strona jest słodka, rześka, słodowo-cytrusowa; ta druga kwaskowa, wybitnie wiejska, dzika, końska derka gra pierwsze skrzypce. Bardzo dobrze się uzupełniają te dwa światy, przy czym drugiego jest zdecydowanie więcej. Świetny, intensywny aromat.
8,5/10
I tu również walka dwóch światów i również dominacja tego dzikiego; wyjątkowo rozedrgane, wybuchające na wszystkie strony bretty, których nie powstydziłby się nawet lambik. Aspekty triplowe trzeba sobie trochę wyławiać spod wiejskich akcentów, aczkolwiek w odbiorze czysto smakowym piwo jest bardzo triplowe - kwaśności tu nie ma, jest słodycz i chropowata goryczka a la skórka cytrynowa, typowa dla stylu. Bardzo dobre piwo, świetny pomysł.
8/10
Tekstura
Zdecydowanie za dużo gazu.
1,5/5
Bardzo udany eksperyment, choć nie aż tak, jak by się chciało. No i zwykły tripel jednak bardziej mi podszedł - to piwo natomiast zapamiętam dużo lepiej, bo piłem dużo lepszych tripli, ale żadnego na brettach. De Halve Maan robi same bardzo dobre piwa, ale póki co jedynym aspirującym do wybitności był świeży, niebutelkowany blond pity na miejscu. Niedługo ostatnia szansa na błyśnięcie czymś wielkim, quadrupel.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz