De Halve Maan: Brugse Zot
Zaczynam powoli rozprawiać się ze zdobyczami z mojej podróży do Belgii. Był przedskoczek w postaci piwa owocowego, teraz biorę się za pierwsze piwo z brugijskiego browaru De Halve Maan, który miałem okazję szczegółowo zwiedzić. Jako że Brugia została oficjalnie moim ulubionym miejscem we wszechświecie i trochę wątpliwe, by kiedykolwiek się to zmieniło, to dla mnie ważna i sentymentalna degustacja. Brugse Zot to podstawowy produkt browaru, stanowi, jeśli dobrze pamiętam, 70% produkcji mimo warzenia wielu innych piw. Piłem już tego blonda na miejscu i był znakomity, acz dostaliśmy wtedy wersję świeżą, niebutelkowaną, dostępną chyba tylko w wyszynku firmowym browaru.
Opakowanie
Ładne, z dedykowanym kapslem, ale i nic specjalnego.
7/10
Barwa
Piękne złoto i trochę mniej piękne kawałeczki osadu.
3,5/5
Piana
Świetna - cudownie obfita, cudownie gęsta i trwała, choć w końcu odrobinę się poddaje.
4,5/5
Świeży aromat mocno fenolowej, belgijskiej drożdżowości, przyprawowej, wręcz korzennej, lekko pieprznej; podkład do tego stanowi łagodny, lekko biszkoptowy, lekko mączny jasny słód i szczypta ziołowego chmielu. Nie ma tu może nic niespotykanego, ale jest do perfekcji świeży, czysty i tak typowo belgijski, że bardziej się nie da; gdyby jeszcze intensywność była większa, mogłoby być genialnie.
8,5/10
Smak
Podobnie do zapachu, choć trochę mniej barwnie - w ustach dominują belgijskie drożdże, jeszcze ostrzejsze niż w aromacie, jeszcze bardziej korzenne; na finiszu wraca łagodna słodowość i pojawia się lekka goryczka, bardziej typu skórki cytrusowej niż chmielowa; bardzo dobre, ale nie ma tej świeżości co zapach.
8/10
Tekstura
Jest jedynym mankamentem - znacznie za wysokie wysycenie odbiera piwu lekkość, którą mogłoby mieć.
1/5
Jak można się było spodziewać, wersja świeża pita na miejscu była dużo lepsza. Tamten blond był wybitny, ten jest "tylko" bardzo dobry. Jeszcze jeden powód, by wrócić do Brugii.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz