David Lynch: "Dzikość serca"
Zdecydowanie jeden z najmniej udanych filmów Lyncha, wręcz nieprzyzwoicie słaby jak na coś nakręconego pomiędzy "Blue Velvet" a "Zagubioną autostradą", ale ma swoją wartość. To drugie podejście reżysera do niemoralnej, mrocznej, brutalnej i nade wszystko psychofizycznie brudnej strony świata, w którą zanurza widza bardzo dosadnie (choć bez subtelności z poprzedniego filmu pełnometrażowego), by w końcu pozwolić ją pokonać światłości. Jednocześnie to ekscentryczna mieszanka różnych gatunków filmowych, przy czym dodatkowo każda z części składowych jest tu potraktowana ekscentrycznie - romans, komedia, kryminał, thriller psychologiczny, film drogi. Mimo turbulentnego układu scen, interesującego montażu i zabaw kolorem od strony czysto kinematograficznej nie jest to bardzo udana rzecz, choć solidna. Trochę lepiej z atmosferą, niezbyt gęstą, ale do pewnego momentu niezłą, trzymającą w stałym napięciu. Pod koniec siada zupełnie. Solidnie się to ogląda, ale moim zdaniem Lynch zdecydowanie przesadził z groteską, przeciągając ją zbyt często poza granicę kiczu, co pogarsza raczej mierne aktorstwo. Fabuła też nie jest w stanie pociągnąć tego za mocno w górę.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz