David Lean: "Most na rzece Kwai"
1957
Znacznie strawniejszy niż "Lawrence z Arabii", nie tylko dlatego, że o półtorej godziny krótszy. Scenariusz jest po prostu bardziej interesujący, zwłaszcza pierwsza część o obozowej walce głównego bohatera (świetna rola Guinnessa) o zasady, ciekawie kontrastująca kilka różnych postaw ludzkich wobec barbarzyństwa wojny. Ostatecznie refleksyjny wymiar filmu nie zmierza do satysfakcjonujących rejonów, a później robi się już z tego dość zwyczajny wojenny obraz, chociaż też wciągający (ostatnie dwadzieścia minut kipi napięciem). No i jak to u Leana niesamowity rozmach produkcji, niezły klimat egzotycznych lokacji i wiele pięknych scenerii, proszących się o może nieco więcej liryki od zdjęciowca. Niezłe kino, szybko zlatuje mimo długości.
Znacznie strawniejszy niż "Lawrence z Arabii", nie tylko dlatego, że o półtorej godziny krótszy. Scenariusz jest po prostu bardziej interesujący, zwłaszcza pierwsza część o obozowej walce głównego bohatera (świetna rola Guinnessa) o zasady, ciekawie kontrastująca kilka różnych postaw ludzkich wobec barbarzyństwa wojny. Ostatecznie refleksyjny wymiar filmu nie zmierza do satysfakcjonujących rejonów, a później robi się już z tego dość zwyczajny wojenny obraz, chociaż też wciągający (ostatnie dwadzieścia minut kipi napięciem). No i jak to u Leana niesamowity rozmach produkcji, niezły klimat egzotycznych lokacji i wiele pięknych scenerii, proszących się o może nieco więcej liryki od zdjęciowca. Niezłe kino, szybko zlatuje mimo długości.
6.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz