Chimay Dorée
Machnąłem wszystkie trzy Chimaye pod rząd na samym początku bloga. Dzięki wspaniałemu niebieskiemu Chimayowi do dziś uznaję ten browar za jeden z moich ulubionych na świecie. I oto nadarzyła się okazja na przygodę numer cztery, po lekki jasny Chimay, do zeszłego roku lany chyba tylko na miejscu, poszedł w butelki, a butelki poszły w świat. Piwo jest najczęściej klasyfikowane jako Belgian Pale Ale, ja po degustacji stwierdziłem, że należy mu się klasyfikacja do BJCP-owskiego wymysłu o nazwie Trappist Single, który moim zdaniem faktycznie dość mocno odróżnia się i od blondów, i od BPA. Innym takim przykładem jest Westvleteren Blond.
Opakowanie
Dalej jest bardzo ładnie, ale poprzednie etykiety Chimaya bardziej mi się podobały. Tu jeszcze kolor nie do końca mnie przekonuje.
8,5/10
Barwa
Jasnozłote, lekko zmętnione, piękny słup gazu.
4,5/5
Piana
Bardzo obfita, doskonale gęsta, zbita; utrzymuje się do samego końca, idealna.
5/5
Zapach
Kolendra, przepiękne kwiaty, cytrusy, trochę jasnego słodu. Słodki. Przepiękny, bardzo intensywny i świeży. Wybitny na początku, z ogrzaniem trochę traci.
8,5/10
Smak
Podobnie jak w zapachu, acz nacisk położony bardziej na belgijskie drożdże i przyjemny, lekko biszkoptowy jasny słód. Jest rozkoszne, takie jakby kremowe, tutaj już nie tak intensywne jak w zapachu, ale jak na niski alkohol całkiem nieźle. Bardzo dobre, lekkie piwo.
7,5/10
Tekstura
Za dużo gazu - jeszcze w porządku, ale za dużo. Jedyny mankament.
3/5
Zdecydowanie nie jest to klasa pozostałych piw z Chimay, ale godna uwagi rzecz. Byłaby niegodna ze względu na Westvleteren Blond, ale jest on jakieś cztery razy droższy.
7.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz