Chantal Akerman: "Jeanne Dielman, 23 quai du Commerce, 1080 Bruksela"
Sztuka konceptualna, bo do tej niezbyt szczytnej kategorii można chyba zaliczyć ten film zupełnie pozbawiony walorów rozrywkowych i niemal zupełnie walorów "tradycyjnie" artystycznych, może być w porządku, ale zdecydowanie nie może trwać dwieście minut, jeśli ma być w porządku. Film oparty na pokazywaniu przez prawie trzy i pół godziny prostych, powtarzalnych czynności domowych przez nieruchome, skostniałe kamery poustawiane na stołach, mający chyba na celu zmusić widza do odczucia na własnej skórze monotonii, nudy i pustki życia głównej bohaterki - brzmi interesująco jako koncept ujęty w paru słowach, ale obcowanie z tym jest katorgą. Nie osiągnął zresztą celu, bo myślę, że odczułem dużo większą nudę niż tytułowa postać - chętnie bym się z nią zamienił na czas seansu. Jest tu co prawda całkiem ciekawy w treści dramat, co (wraz z brakiem elementów żenujących) broni dzieło Akerman przed najgłębszymi czeluściami piekieł, natomiast ujęty po prostu ohydnie nieciekawie. "Jeanne Dielman..." jest moim osobistym wrogiem, sprawiła, że przez chwilę nienawidziłem kina. Wśród wszystkich obejrzanych przeze mnie filmów nie ma chyba ani jednego, którego powtórki chciałbym uniknąć równie mocno. Precz z filmowym hiperrealizmem; jakbym chciał zobaczyć codzienność w skali 1:1, to bym się, do cholery, rozejrzał naokoło, a nie sięgał po coś, co przynajmniej w założeniu ma być sztuką.
2.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz