Carlsberg: Tuborg Pilsener
W natłoku rarytasów - niekoniecznie dostających ode mnie rarytasowe oceny, ale jednak - mała przerwa na koncernowego pilznera (miejmy nadzieję, że ten jasny lager zasłuży na to miano). Oto niemiecka, licencjonowana wersja duńskiego Tuborga.
Opakowanie
Etykieta jest dość ładna, ale butelka bardzo zmęczona. Dedykowany kapsel.
6/10
Barwa
Jasnozłoty kolor, trochę zwyczajny, ale jednak dzięki doskonałej klarowności i ulatującemu gazowi ładny.
4/5
Piana
Początkowo gęsta niczym w piwie pszenicznym i oblepiająca szkło, niestety dość szybko pozostaje sam pierścień i resztki, a po chwili resztki pierścienia.
2,5/5
Zapach
Intensywny, ale bardzo nieciekawy: słód i stary chmiel, na szczęście bez zanieczyszczeń, ale po pewnym czasie zalatuje alkoholem.
3/10
Smak
Jeszcze gorzej; nie jest wodniste, ale nic ciekawszego poza wrażeniami z zapachu nie dostajemy, a za to zamiast pilznerowej goryczki - po prostu nieobecnej - dostajemy na finiszu alkoholowo-gumiasty posmak, tragedia.
2/10
Tekstura
Gwoździem do trumny jest zdecydowanie za duże wysycenie, które nie pozwala wręcz potrzymać piwa przez chwilę w ustach.
1,5/5
Pilzner? Jaki pilzner? Jeśli w ogóle jakiś, to tragiczny. Narzekałem ostatnio na piwa z ocenami 7-8, no to mam za swoje - końcówka poszła do kanalizacji. Nawet nie alternatywa dla polskiej masówki.
2.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz