Bud Powell: "The Amazing Bud Powell"
Mocna dawka Powella i jeden z bardziej esencjonalnych krążków z "tradycyjnym" bebopem (aczkolwiek momenty ciągną tu w stronę hard bopu już). Ten album (kompilacja, zbiór singli Buda z przełomu półwieków) stoi przede wszystkim świetnymi improwizacjami Powella, jest on ci liderem nie od czapy, faktycznie rządzi, a reszta się podporządkowuje. Może i trochę za mocno idzie w tę stronę, jest trochę zbyt chłodno-techniczny, żebym go kochał, ale cóż to za wspaniała technika. Powell nie do końca jest "Birdem fortepianu", jest jednak mniejszy, ale ten tytuł został mu przylepiony nie bez powodu. Jedną z zalet tego wydania jest zróżnicowanie - można posłuchać, jak jeden z założycieli bopu sprawdza się w składach o różnej wielkości i sam na sam ze swoim instrumentem.
Osiem utworów pierwotnej wersji tej kompilacji można podzielić na cztery dwójki o różnych składach. Najwyżej stoją u mnie te dwa utwory, na których Powell pracuje z Roachem i Russellem - Roach robi różnicę, ale i kompozycje lepsze. Un poco loco to oryginalny utwór, mieszający bebop z muzyką kubańską. Mimo że żaden Kubańczyk w nagraniu nie uczestniczył, dzięki przemyślanej kompozycji, kreatywnej grze Roacha na perkusji oraz świetną współpracą basów Russella i basów lewej ręki Powella pulsuje bardzo mocno, jest ciekawy rytmicznie, a improwizacje prawej ręki lidera nadają jazzowego feelingu, co daje efekt bardzo smaczny. A Night in Tunisia to najlepszy utwór w zestawie - nie dość że kompozycja Dizzy'ego jak zwykle daje radę, to i piękna solówka Powella może być tą najbardziej udaną ze wszystkich tu obecnych, dodatkowo Roach pięknie urozmaica kawałek, wychodząc poza standardową rolę perkusisty. Perełka. Na drugim miejscu stawiam parę kawałków z samotnym fortepianem. Solówki Powella, nawet jeśli nie najpiękniejsze, są na nich najciekawsze, gdyż nie musi się on dostosowywać do zespołu. Zarówno Over the Rainbow, jak i It Could Happen to You brzmią, jakby Powell gryzł, szarpał i rozbierał na czynniki pierwsze te sielankowe melodie z popowych piosenek. Sporo tu Tatuma. Trzecie miejsce dostają utwory z sekcją dętą - mają fajne tematy i zróżnicowane, satysfakcjonujące solówki. Najsłabiej wypada Powell w tercecie innym niż pierwszy wspomniany - Potter i Haynes nie wychylają się przed szereg, kreatywność Powella sprawia zaś, że i tak to mocna muzyka, natomiast jak widać lepiej już jego improwizacje wychodzą bez żadnego akompaniamentu niż z ograniczeniem w postaci bezbarwnej sekcji rytmicznej.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz