BrewDog: Hello My Name Is Vladimir
Czterdzieste na blogu piwo z BrewDoga jest jednym z najgłośniejszych, jakie wypuścili. Dużo wyjaśnia etykieta, chociaż może trochę za dużo. Ciężko bowiem uwierzyć, ale Szkoci zdążyli uwarzyć je miesiąc przed tym, jak Władimir Putin stał się pierwszą supergwiazdą świata w okolicach przyłączenia Krymu do Rosji. Piwo jest protestacyjne, ale nie sprzeciwiają się poprzez nie panowie z BrewDoga zapędom mocarstwowym Putina, a fatalnemu podobno traktowaniu w Rosji homoseksualistów. Połowa utargu ze sprzedaży tego piwa pójdzie na wsparcie tychże środowisk. Cóż, niedawno wspierałem poprzez Czarne Krzyżackie z Gościszewa odbudowę figury Matki Boskiej w Malborku, no to się wyrówna. Tak bardziej na temat piwa, jest to kolejne z serii "Hello My Name Is...", imperialnych IPA z (delikatnie mówiąc niezbyt nachalnym) dodatkiem różnych małych owoców. Tutaj mamy do czynienia, uwaga uwaga, z cytryńcem chińskim.
Opakowanie
Opakowanie, jakie jest, każdy widzi - Władimir Putin w świecie Andy'ego Warhola. Bez wątpienia etykieta miała duży udział w rozgłosie piwa, jest wyrazista i ciężko ją zapomnieć albo pomylić z jakąś inną. Spory, całkiem zabawny "opis" piwa, podśmiechujący się z Putina jeżdżącego na koniu z gołym torsem.
9/10
Barwa
Rewelacyjny, głęboko bursztynowy, wprost pomarańczowy kolor - byłoby idealne, gdyby nie niezbyt eleganckie zmętnienie małymi drobinkami osadu.
4/5
Piana
Niezbyt obfita, bardzo ładna, gęsta, ale szybko redukuje się do pierścienia i pozostałości.
3/5
Znakomite, intensywne uderzenie amerykańskim chmielem, który dostarcza wrażeń bardzo owocowych z naciskiem na cytrusy - bardzo dużo grejpfruta, również pomarańczy, trochę ananasa, mango i liczi - rewelacyjny.
9,5/10
Smak
W smaku również jest fantastycznie - owocowość pozostaje, ale ma trochę mnie udziału, chmiel jednak dalej jest wszechogarniający; wchodzą nuty ewidentnie przyprawowe, niemal belgijskie, co nadaje mu wyjątkowo ciekawego charakteru; największym mankamentem jest za niska goryczka, zdecydowanie niegodna imperialnego IPA, ale i tak jest rewelacyjne.
9/10
Tekstura
Złego słowa nie jestem w stanie powiedzieć, wysycenie dokładnie takie, jakie być powinno; niesamowicie pijalne mimo nie tak niskiego alkoholu.
5/5
I jeszcze jedno znakomite piwo od Szkotów, na tyle ostatnio ich trafiam, że aż się to nudne robi. Nie osiągnęło co prawda poziomu Ingrid, ale na szczęście pozwoliło zapomnieć o rozczarowaniu kolaboracyjną Sonją. Cieszy, że za głośną, prowokacyjną otoczką stanęło też rewelacyjne piwo, bo różnie z tym potrafi być. Choć trochę za łagodne, to jednak w bardzo zaciętej rywalizacji imperialnych IPA zdołało wyprzedzić osiem z jedenastu degustowanych, poza wspomnianą Ingrid ustępując tylko dwójce gigantów z ogólnostylowego podium.
8.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz