BrewDog & Evil Twin: Hello My Name Is Sonja

Imperial IPA / + borówka amerykańska / 8,2% / recenzja z 10.04.2014

Nie pierwsze już i na pewno nie ostatnie piwo kolaboracyjne BrewDoga, a również kolejny browar wędrowny. Jak zwykle w takich sytuacjach to Szkoci grają pierwsze skrzypce i warzą piwo na swoim terenie (zwłaszcza że Evil Twin swojego terenu nie ma). Owocem tej współpracy jest kolejne piwo z serii "Hello My Name Is...", imperialnych IPA z subtelnym dodatkiem różnych owoców. Dawno temu, bo na wakacjach degustowałem jedno z nich - Hello My Name Is Ingrid - i mnie zachwyciło, choć nie dodatkiem skandynawskich malin, których chyba nie wyczułem, a po prostu dopracowaniem piwa. Tym razem w roli pobocznej borówka amerykańska, chyba mój ulubiony "mały" owoc, jeśli nie ulubiony w ogóle.

Opakowanie 
Etykieta to udane połączenie klasycznego wyglądu BrewDoga ze akcentami stylistyki Evil Twin. Zgrabny opis piwa, trochę historyjki, trochę konkretów, czyli tak, jak być powinno. Jak zwykle firmowy kapsel i duże obietnice, zobaczymy.
9/10

Barwa 
Przepiękne wydanie głębokiego bursztynu; efekt osłabia co nieco zmętnienie bardzo drobnym osadem, ale i tak bardzo ładne. 
4/5 

Piana 
Umiarkowanie obfita i niezbyt trwała, szybko pozostaje pierścień i resztki, które jednak utrzymują się dość długo, jest też dość gęsta. 
3/5 

Zapach 
Bardzo ładny aromat, w którym dominuje amerykański chmiel, dostarczający świetnych wrażeń owocowych na czele z mandarynkami i pomarańczami, co nieco marakui, w tle trochę żywicy; są pewne nietypowe dla chmielu akcenty, które można wziąć za borówkę, ale bez uprzedzenia raczej nie da się wpaść - bardzo przyjemny, orzeźwiający, ale można sobie życzyć większej intensywności. 
8,5/10 

Smak 
W smaku dość ciężkie, dominuje oczywiście chmiel, przenosi się owocowość z zapachu, ale nie jest już orzeźwiająca, bardziej zaokrąglona, słodowa; goryczka trochę każe na siebie czekać, w końcu okazuje się solidna, ale nie najbardziej szlachetna - trochę taninowa i alkoholowa, ujdzie, lecz bez rewelacji; całkiem ciekawy finisz, bo nie czysto chmielowy, trochę ciastkowo-karmelowy; ogólnie przyjemne, ale jakby niezbyt szlachetne. 
7,5/10 

Tekstura 
Wysycenie na początku jest zdecydowanie za wysokie, ale po jakimś czasie się normuje.
3,5/5

Mało przyjemne rozczarowanie. Siłą rzeczy liczyłem na coś równie fenomenalnego co Ingrid, a wyszło z tego jedno z kilku najsłabszych piw BrewDoga spośród wszystkich tych kilkudziesięciu, które piłem. Ocena jest dobra i piwo jest dobre, ale imperialne IPA to styl dość wdzięczny, a poza ekstremum o zawartości 35% alkoholu żadnego słabszego od Sonji nie piłem. Nie wiem też, jaki jest sens robienia hałasu o dodanie do piwa tych borówek, skoro są praktycznie niewyczuwalne, a już na pewno bez informacji o nich.


7.0/10

Komentarze