BrewDog: Dead Pony Club
Ruszam z nowym, sporym cyklem, którym prawdopodobnie zakończę wakacje. Przede mną jakieś dwadzieścia piw z BrewDoga, czyli chyba spośród browarów największego symbolu piwnej rewolucji w Europie. Zacznę od standardowej linii piw (choć ciężko którekolwiek piwo tego browaru nazwać standardowym), później uderzę w okazyjnie warzone rozmaitości, między innymi serię piw single hop, a na końcu dobiorę się do limitowanych rarytasów, jakich świat nie widział (miejmy nadzieję, bo kosztowały absolutną fortunę, za którą można by kupić kilkanaście razy większą ilość Pint czy AleBrowarów, o solidnych piwach regionalnych nie mówiąc). Miałem już do czynienia z jednym z produktów Szkotów, Hardcore IPA, które wywarło wrażenie zdecydowanie pozytywne, ale jednak ani trochę nie powaliło (chyba że ciężkością). Na początek inne, bo niespełna czteroprocentowe piwo, lecz podobno również potężnie chmielone. Wakacje z BrewDogiem czas zacząć.
Opakowanie
Klasyczna etykieta BrewDoga, tu w kolorze turkusowym, więc notabene dobrze korespondującym z charakterem piwa. Określone jako "kalifornijskie pale ale".
9/10
Barwa
Dość ładny, jasnobursztynowy kolor; lekko zmętnione.
3,5/5
Piana
Dość mizerna, niewysoka, szybko opada.
2,5/5
Zapach
Obezwładniający, potężna dawka owocowych aromatów od amerykańskiego chmielu - na pierwszym planie mango i brzoskwinie, bardzo intensywny.
10/10
Smak
Również znakomicie: jest bardzo lekkie, a jednocześnie pełne w smaku, nie ma mowy o wodnistości - dzięki temu pije się niezwykle przyjemnie, jedynym mankamentem jest trochę za mocna kwaskowatość.
9,5/10
Tekstura
Troszkę za duże wysycenie.
4,5/5
9.0/10
Wspaniałe piwo. Gdyby ktoś poprosił mnie o definicję piwa sesyjnego, po prostu pokazałbym mu Dead Pony Club. Nie jest idealne (szkoda tej piany), ale zakochałem się w nim bez reszty i na pewno wrócę, jeśli znajdę na półce.
___________________________________________________
Proste, minimalnie zmętnione złoto, solidna piana. Bardzo ładny, słodkoowocowy zapach chmielu z przewodnimi nutami owoców tropikalnych - papaja, mango, ale i mniej tropikalnych, jak brzoskwinie. Znajdzie się też miejsce na trochę karmelu, przez co zapach robi wrażenie bardzo "pomarańczowego", że tak to ujmę. No fajowy, ale mój zachwyt cztery lata temu jawnie musiał wynikać z braku doświadczenia. Smak to świetne połączenie obsesyjnej sesyjności i lekkości z wyrazistością mariażu owocowego chmielu i bardzo zgrabnej, subtelnie podszytej karmelem podbudowy słodowej. Trochę za dużo gazu. To świetne APA w lekkim wydaniu, ale żadne tam wybitne piwo.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz