Birbant: Miss Big Foot

Smoked Foreign Extra Stout / + cukier muscovado, skórki pomarańczy, polskie wędzone śliwki, laska wanilii / 7% / 17,5 blg / recenzja z 01.06.2015

Dużo już mija czasu, odkąd postanowiłem zrobić sobie przerwę od Birbanta ze względu na zbyt rzadkie wypuszczanie przez tego kontraktowca piw na poziomie rzemieślniczym. W międzyczasie Birbant zdążył uwarzyć mnóstwo nowych piw i ugruntować swoją pozycję na rynku, stając się jednym z bardziej poważanych rzemieślników. Przywołali mnie do siebie z powrotem stylem piwa, jakie uwarzyli - wędzony Foreign Extra Stout brzmi jak coś bardzo pod moje gusta (jest nim notabene wybitny Smoky Joe). Jak się okazuje, jest też zasypany przeróżnymi dodatkami. Piwo jest nietypową kooperacją, bo nie z innym browarem kontraktowym, a z poznańskim pubem Piwna Stopa, a konkretniej z reprezentującym ów pub piwowarem domowym, Sebastianem Leszczakiem.

Opakowanie
Etykieta seksowna i seksowna w dobrym guście, chociaż panienka ma trochę elementów bardzo nie w moim typie (krzykliwe tatuaże und tunele w uszach). Do tego bardzo dobrze narysowana, zapada w pamięć i wyróżnia się. Ładnie podany dokładny skład. Ogólnie super, no, może ewentualnie Birbant mógłby powoli myśleć o własnych kapslach.
8,5/10

Barwa
Nieprzejrzyście ciemne, choć nawet mimo tego widać gdzieniegdzie nieładną, błotnistą mętność, co odbiera majestatu czerni.
3,5/5

Piana
Bardzo obfita, o ładnej barwie, ale już umiarkowanie, żeby nie powiedzieć niezbyt gęsta i z trwałością też nieszczególnie.
3/5

Zapach
W zapachu niespodzianka, jest ogarnięte przez wędzone śliwki, poza tym amerykański chmiel jest tu czynnikiem istotnym, choć jest i miejsce na ciemny, lekko czekoladowy słód - efekt jest bardzo, bardzo dziwny, w pierwszym odruchu w ogóle nie kojarzy się z piwem, a raczej z jakimś daniem na ciepło - na boga, przypomina mi pieczeń wieprzową z dużą ilością jałowca i żurawiny, schab ze śliwką też pasuje; przy mocniejszym skupieniu się na zapachu, a właściwie przy długim pociągnięciu nosem, jest już normalniej, bardziej czekoladowo, czuć wanilię; po jakimś czasie chmiel się usuwa, zostają wędzone śliwki w czekoladzie, pumpernikiel, zapach sauny i suszone figi - jeśli oceniałbym tylko oryginalność i złożoność, to musiałbym chyba walnąć dziesiątkę za zapach, ale jednak jest on dużo bardziej nietypowy i złożony niż przyjemny; mimo wszystko bardzo mi się podoba.
8,5/10

Smak
W smaku jest właściwie równie dziwnie: dominuje ta popieprzona, śliwkowo-jałowcowa, lekko popiołowa wędzonka, aż czuć jej słono-kwaśny smak, jest też trochę chmielowych cytrusów; coś z normalnego stoutu czuć dopiero na mocno palonym, leciutko czekoladowym finiszu ze sporą goryczką, acz sprawiającą wrażenie nie chmielowej, a takiej z mocnej kawy bardziej; i jeszcze nie koniec, parę ostatnich łyków po prostu paliło gardło, chociaż sam już nie wiem, czy pikanterią czy słonością - piwo nie jest jakieś rozkoszne na pewno, choć całkiem smaczne, natomiast tak pozytywnie zakręcone, że nie umiem nie wystawić mu bardzo wysokiej noty.
8/10

Tekstura
Jest trochę niedogazowane, choć prawdę mówiąc przy tym smaku ciężko zwrócić uwagę na teksturę.
3,5/5

Dawno nie popełniłem tak długiego opisu degustacji, co bardzo dużo mówi o tym piwie. Choć przeczytałem skład, jakoś nie zajarzyłem, że nie ma w nim słodu wędzonego, a zatem za wędzonkę miały odpowiadać śliwki - no i co tu dużo mówić, odpowiedziały twardo. Piekielnie ciekawe i oryginalne piwo, szkoda tylko, że przyjemność z picia nie dorównała oryginalności (trochę "za dużo wszystkiego" jednak), ale i tak jest bardzo dobre. Szkoda, że pewnie nigdy się nie dowiem, jak komponowałoby się z jakimś konkretnym mięsiwem, w każdym razie jak ktoś jeszcze uchował butelkę, to polecam zestawić z czymś takim.


7.0/10

Komentarze