Billy Wilder: "Podwójne ubezpieczenie"
Ścisła czołówka kina noir, jeśli chodzi o estetykę, klimat, oprawę audiowizualną. Mnóstwo świetnych, mrocznych scen skąpanych w mgle, deszczu, nocy i niepokojącej atmosferze nieprzyjaznych amerykańskich ulic; sporo mocnych, przemyślanych kadrów, w zadziwiająco śmiały jak na klasyczne kino sposób wykorzystujących grę światłocienia. Budowanie psychozy głównego bohatera nie tylko poprzez grę aktorską i rozwój akcji, ale i właśnie poprzez narastający mrok świata przedstawionego. W walce z konkurencją przegrywa za to na polu scenariusza, który co prawda jest bardzo wciągający i świetnie buduje napięcie (mimo że od początku znamy zakończenie), natomiast jest odrobinę przedramatyzowany i nie ma tu tak inteligentnej intrygi, jak w "Wielkim śnie" czy "Człowieku z przeszłością", a łatwość, z jaką główny bohater decyduje się na zbrodnię, zupełnie mi się nie podoba. Nie ma też potężnych postaci, choć postać Barbary Stanwyck to jedna z najmocniejszych femmes fatales kina noir, a Fred MacMurray, choć nie jest to Humphrey Bogart, wycisnął ze swojego bohatera bardzo wiele. Gdyby połączyć wizję Wildera z inteligencją "Wielkiego snu", mogłoby wyjść coś zagrażającego "Dotykowi zła" Wellesa. A tak to wyszedł "tylko" jeden z kilku najlepszych filmów klasycznego okresu amerykańskiego.
7.5/10
Komentarze
Prześlij komentarz