Billy Wilder: "Garsoniera"
Raz jeszcze magia Wildera mnie nie zaczarowała. O ile jednak w przypadku "Bulwaru Zachodzącego Słońca" potrafię przynajmniej dostrzec podstawy, dla których jest to film uznawany za jeden z najlepszych wszech czasów, tak tutaj nawet tego nie widzę. Ot, zgrabny humorystyczny komediodramat na temat osamotnienia w wielkim mieście, w świecie coraz mocniej wkręcającym człowieka w wir pracy, pełnym udawanych uczuć, bezmyślnego hedonizmu i cynizmu w stosunkach zawodowych. Z dość inteligentnymi dialogami, ładnym motywem muzycznym, solidnym humorem, solidnym aktorstwem i niezłą, ale daleką od wielkiej, nieprzytłaczająco gorzką atmosferą zagubienia i samotności w najtłoczniejszym z miast w okresie świąteczno-noworocznym. Fabularnie jest natomiast mocno przeciętnie, ospale, bez polotu, a pozostałe aspekty filmu nie sprawiają, żeby można było splunąć na fabułę - są, ale zbyt małe. Solidny i tyle.
6.0/10
Komentarze
Prześlij komentarz